Europa i Ameryka bronią się dziś przed przybyszami. Opór może wydać się zaskakujący, ponieważ dane z modeli ekonometrycznych przemawiałyby za imigracją.

Przez tysiące lat na granicach rzadko domagano się jakichkolwiek dokumentów. W średniowiecznym kalifacie islamskim od podróżników przekraczających jego granice wymagano zaświadczeń o opłaceniu podatków lokalnych. Znacznie później, wraz z rozwojem kolei żelaznych, próbowano wprowadzić paszporty dla coraz liczniejszych podróżnych, ale kontrola ruchu była tak trudna, że pomysł niebawem zarzucono i do wybuchu I wojny, w zasadzie, można było poruszać się po Europie bez dokumentu podróży. Dziś bogaty świat broni dostępu do siebie za pomocą technologii i procedur, a gdy to nie wystarcza, buduje płoty, mury i zasieki.

W kontekście ekonomicznym w sprawie migracji splatają się obecnie dwa główne podejrzenia odnośnie do przyszłości.

W jednym dominuje przekonanie, że z powodu procesów kulturowo-demograficznych starzejący się Zachód, a przede wszystkim Europę i Japonię, czeka dotkliwy brak rąk do pracy, zwłaszcza tej wymagającej niewielkich kwalifikacji. Z deficytem tym można by się jednak uporać przez dopuszczenie napływu imigrantów z przeludnionej Azji i Afryki.

W drugim nurcie rozważań uzupełnienia ubytków młodych rąk do pracy oczekuje się od postępu technologicznego i mającego rozpocząć się lada chwila pochodu tzw. sztucznej inteligencji (artificial intelligence –AI). W tym podejściu ujawnia się wszakże paradoks, bardzo wielu badaczy wskazuje bowiem, że mało co uwalnia innowacyjność (np. zaangażowaną w AI) tak skutecznie, jak napływ do ośrodków naukowo-badawczych świeżych umysłów z rodowodem imigracyjnym.

Reklama

Gastarbeiterzy zmienili Niemcy

Najlepszym współczesnym przykładem dobrych, a nawet zbawiennych skutków gospodarczych wielkiego dopływu pracowników z zagranicy, są Niemcy Zachodnie. Wg różnych szacunków podczas II wojny zginęło od ponad 4 do ponad 5 mln żołnierzy III Rzeszy i 1 – 2 mln niemieckich cywili. Potrzeby powojennej odbudowy, która szybko przekształciła się w Wirtschaftswunder (niemiecki Cud Gospodarczy) praktycznie wyeliminowały zatem bezrobocie. W latach 1961-1966 bez pracy pozostawał niecały procent obywateli. W tej sytuacji już w grudniu 1955 r. Republika Federalna Niemiec zawarła pierwszą umowę o werbunku pracowników z Włoch. Podobne umowy zawarte zostały potem z Grecją, Turcją, Hiszpanią i Jugosławią. Ponieważ według planów władz przybysze mieli pozostać tylko czasowo, nazywano ich gastarbeiterami czyli robotnikami gościnnymi. Także NRD, najwydajniejsza gospodarka z tzw. obozu socjalistycznego, miała podobne porozumienia, przede wszystkim z Wietnamem.

Wielu gastarbeiterów przybyło do Republiki Federalnej Niemiec z rodzinami i zostali tam na stałe. Wg szacunkowych danych w latach 1955 – 1973 przybyło do RFN ok. 14 mln pracowników z zagranicy, jednak z tej liczby 11 milionów wróciło w strony rodzinne.

Dwa miesiące temu „Süddeutsche Zeitung” podawała, że w Niemczech żyje obecnie 10,6 mln obcokrajowców, a 44 proc. z tej liczby to obywatele państw UE. Najliczebniejszą grupę stanowią Turcy (prawie 1,5 mln osób), następnie Polacy (867 tys.), Syryjczycy (prawie 700 tys.) Włosi (643 tys.), Rumuni (623 tys.). Do tych liczb dodać trzeba ok. 10 mln osób pochodzenia niemieckiego z „przeszłością migracyjną”.

W końcu 2014 r. liczba cudzoziemców zamieszkujących Niemcy wyniosła 10 proc. wobec średniej w strefie euro w wysokości 6,7 proc. Wyjątkiem jest Luksemburg z jego wielkim centrum bankowo-finansowym i udziałem „obcych” w społeczeństwie na poziomie ponad 45 proc.

Przybysze emerytom

Wydaje się, że mimo protestów i dużej niechęci znacznej części społeczeństwa, Niemcy nadal będą prowadzić w miarę otwartą politykę imigracyjną. Jeśli zechcą, to mają zasoby na aktywniejszą politykę asymilacyjną, kulturową (finansowanie podtrzymywania więzi z państwami pochodzenia) i socjalną – na okresy spadku koniunktury i recesji, w których najgorzej radzą sobie przybysze ze skromnym dorobkiem i dobytkiem. Przede wszystkim nie wchodzi jednak w rachubę utrata miliardów PKB. W marcu 2018 r. „Handelsblatt” – gazeta niemieckiego biznesu cytowała za Niemiecką Izbą Przemysłu i Handlu (DIHK), że niemal co drugie z 24 ankietowanych wtedy przedsiębiorstw zgłaszało problemy z wypełnieniem wakatów przy stanowiskach pracy. Sami rdzenni Niemcy do tych warsztatów nie podejdą.

Adwokatem migracji jest włoska Fondazione Leone Moressa zajmująca się ekonomiką imigracji. Jej dyrektor naukowy, prof. Stefano Solari wskazuje, że roczny wkład imigrantów we włoską gospodarkę (zatrudnienie i własne przedsięwzięcia) to ok. 125 mld euro, a licząc wskaźnikowo jest praktycznie taki sam jak udział przybyszy w liczbie ludności ogółem, wynoszący ponad 8 proc. Praca imigrantów finansuje emerytury ponad 600 tys. Włoszek i Włochów (620 tys. w 2013 r.). Dzieje się tak, ponieważ 75 lat ma jeden na dziesięciu Włochów i tylko jeden na stu imigrantów – stąd bierze się dobry wpływ zatrudniania przybyszy na system ubezpieczeń i, poprzez podatki, w ogóle na finanse państwa. Z 5 mln rezydentów zagranicznych 3,5 mln wypełnia deklaracje podatkowe. W 2014 r. ich dochód do opodatkowania wyniósł 45,5 mld euro, a uiszczony przez tę grupę podatek dochodowy netto – 6,8 mld euro. Stefano Solari zauważa również, że pozytywne dla państwa jest saldo wydatków budżetowych – przychody od osób urodzonych za granicą wynosiły kilka lat temu 16,5 mld dol., a wydatki na tę społeczność 12,6 mld euro, czyli zostało około 4 miliardów.

Względnie wysokie płace i szybki wzrost gospodarczy sprawiły, że celem emigracji stała się też Tajlandia. OECD oblicza, że między 2000 a 2010 r. liczba obcokrajowców wzrosła tam dziesięciokrotnie, do 2,5 mln osób. Eksperci nie zauważyli negatywnego wpływu pracowników pochodzących z zagranicy na zatrudnienie Tajów. Wręcz przeciwnie – zatrudnianie imigrantów zwiększa odsetek pracujących rodzimych obywateli. Wg raportu OECD i ILO (Międzynarodowa Organizacja Pracy) pt. „How Immigrants Contribute to Thailand’s Economy” tamtejsi gastarbeiterzy wypracowali w 2010 r. od 4,3 proc. do 6,6 proc. PKB Tajlandii, podczas gdy ich udział w sile roboczej ogółem wynosił 4,7 proc.

Przyjezdni laureaci Nagrody Nobla

Wielu badaczy wskazuje korzystny wpływ imigracji na poziom innowacyjności w państwie docelowym. Szczególnie wyraźnie widać to w USA. Stany Zjednoczone były i są marzeniem ludzi z całego świata zdecydowanych gruntownie poprawić swój los. Przed rokiem National Foundation for American Policy zwróciła uwagę, że w latach 2000-2017 aż 33 spośród ogółem 85 amerykańskich laureatów Nagrody Nobla z chemii, medycyny i fizyki było imigrantami. Odsetek wyniósł zatem 39 proc. W 2016 r. wszystkich sześciu amerykańskich zdobywców nagrody w dziedzinach naukowych, w tym w ekonomii, urodziło się poza USA.

Wg czasopisma „Fortune” ponad 40 proc. największych firm USA z listy Fortune 500 założyli imigranci lub ich dzieci. Ojciec Steve’a Jobsa wychował się w Syrii i studiował w Libanie. Andrew Grove (Intel) jest z pochodzenia Węgrem. William Procter był z Anglii, a James Gamble przybył do USA z Irlandii (Procter&Gamble), Siergiej Brin z Google jest Rosjaninem. Steve Chen z Tajwanu jest współzałożycielem YouTube, Elon Musk pochodzi z RPA, Jan Koum z Ukrainy współzakładał WhatsApp.

Badacze zgadzają się, że imigranci przyciągają inwestycje z krajów pochodzenia albo sami stają się inwestorami, choć z powodu deficytu środków, przede wszystkim w mikro i niewielkiej skali. Wg Centre for Entrepreneurs polscy imigranci prowadzą w Wielkiej Brytanii ok. 22 tys. firm. Wprawdzie są one w sporej części nakierowane na rodaków (np. polskie sklepy), to z czasem niektóre wrastają coraz głębiej w tamtejszą gospodarkę.

Prof. Exequiel Hernandez z Wharton University of Pennsylvania wyodrębnił po badaniach trzy charakterystyczne cechy przedsiębiorstw imigranckich. Po pierwsze, jeśli firma zagraniczna decyduje się na inwestycje w USA, to z większym prawdopodobieństwem wybierze stan, gdzie mieszka więcej imigrantów pochodzących z jej kraju. Po drugie, obecność na miejscu ziomków jest wskazówką przetrwania lub długości trwania inwestycji. Po trzecie, siła oddziaływania dwóch pierwszych zależności jest większa w odniesieniu do inwestorów z potrzebami dotyczącymi wiedzy. Zainteresowanych odsyłam do potężnej publikacji amerykańskich akademii nauk dostępnej na stronie www.nap.edu, zatytułowanej „The Economic and Fiscal Consequences of Immigration”.

Świeża krew daje nadzieję

W odniesieniu do obecnych wyzwań i problemów podkreślić należałoby jeszcze, że procesy migracyjne są nieodwracalne. Stare społeczeństwa Europy i Ameryki bronić się będą przed wielkimi falami uchodźców i migrantów. Świeża krew w rozsądnych dawkach daje jednak nadzieję na przedłużenie młodości, a każdy chciałby być jak najdłużej młody.

W Polsce powinniśmy się skupić na przyciąganiu talentów. Najprostsza i zapewne akceptowana przez ogół droga prowadziłaby przez uniwersytety i próby zatrzymania w kraju ich zagranicznych absolwentów, świetnie już mówiących po polsku, wrośniętych w naszą kulturę, przejmujących obyczaje i sposób postrzegania świata.

Autor: Jan Cipiur, dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii.