Omawiając "dziwaczny" - jak oceniają - pojedynek Trumpa z demokratycznym przeciwnikiem Joe Bidenem, w ramach którego kandydaci wystąpili osobno w różnych stacjach telewizyjnych, francuskie media mnożą krytyczne opinie na temat przywódcy USA, ale zastrzegają, że jego porażka 3 listopada nie jest bynajmniej pewna.

Liczne media sugerują, że Trump traci poparcie w swej partii. "Republikanie po cichu uciekają z +okrętu Trump+" – brzmi tytuł artykułu na stronie internetowej tygodnika "L’Express".

Temat rozwija darmowy dziennik "20 Minutes", szczegółowo opisując opublikowane w USA nagranie rozmowy telefonicznej republikańskiego senatora Bena Sasse z wyborcami, w której polityk oskarża prezydenta o "flirtowanie z dyktatorami", "zdradę sojuszników" i zarzuca mu, że "w kułak śmieje się z ewangelikalnych chrześcijan". Redakcja gazety dodaje, że "od dawna większość deputowanych republikańskich tylko dlatego toleruje Trumpa, że nie ma innego wyboru".

Opisując czwartkowe wystąpienia Trumpa i Bidena w różnych amerykańskich telewizjach, największy francuski dziennik, regionalny "Ouest France" wysoko ocenia zachowanie Demokraty, natomiast podkreśla, że "Trump był wściekły, nerwowy, poirytowany". Gazeta sugeruje, że przyczyną takiego zachowania mogą być sondaże pokazujące, że Floryda i Pensylwania, stany, "w których miliarder wygrał w 2016 r., mogą dać zwycięstwo Bidenowi".

Reklama

Telewizja C News, powołując się na francuski program BBC, cytowała czarnoskórych kaznodziejów, którzy o krytykach prezydenta mówią: "Są na niego wściekli, dlatego że popiera chrześcijan. Bo tak naprawdę to was nienawidzą, dlatego, że jesteście chrześcijanami".

Komentatorka Laure Mandeville pisze w "Le Figaro", że "mimo zmasowanych ataków przeciwników i prasy, którzy przez cztery lata próbowali podważyć jego legitymację (do sprawowania władzy), amerykański prezydent pokazał niewiarygodną odporność polityczną i przeżył nie tylko ekskomunikę mediów, ale i Covid-19".

Autorka analizy pisze, że "od momentu, gdy wszedł do polityki w 2015 r., amerykańskie elity polityczne i medialne oscylowały między pobłażliwą pogardą a demonizowaniem" Trumpa, przedstawiając przyszłego prezydenta "raz jako wpatrzonego w siebie błazna, a raz jako jakiegoś Hitlera, rasistę, faszystę, seksistę, do tego manipulowanego z Moskwy".

Mandeville, powołując się na badania Uniwersytetu Harvarda, zauważa, że "od wprowadzenia się Trumpa do Białego Domu 95 proc. artykułów prasowych przedstawia go negatywnie". "Ta stronniczość przesłoniła to, co zasadnicze: nacjonalistyczną rewoltę przeciw globalizacji, masowej imigracji i poprawności politycznej (...)" - pisze.

Komentatorka podkreśla, że "Trump oczywiście zasługuje na krytyczne spojrzenie", ale "należy uznać jego realizm i cenną intuicję, gdy chodzi o konieczność konfrontacji z Chinami, które wykorzystują naiwność i chciwość Zachodu", "tak samo jak jego zdrowy rozsądek wobec +przebudzonych+ bojowników wielokulturowości, którzy zabraniają nawet składania życzeń z okazji Bożego Narodzenia i wzywają profesorów uniwersyteckich, by okazali skruchę z powodu białej skóry".

"Bębnienie przeciw Trumpowi bynajmniej go nie osłabia, ale powoduje, że nie patrząc na jego mankamenty, coraz bardziej popiera go Ameryka nacjonalistyczna, robotnicza i konserwatywna, która wciąż cieszy się, że znalazła kogoś, kto nie zawsze nadaje się do dobrego towarzystwa, ale broni jej w sposób nieposkromiony. 3 listopada (to nastawienie) może zaważyć na losie Ameryki" – przewiduje komentatorka "Le Figaro".