Czy Prawo i Sprawiedliwość ciągle nie ma na wsi konkurencji?
Najważniejsza tam partia po PiS to dzisiaj „Trudno powiedzieć”, czyli osoby, które deklarują, że pójdą na
wybory, ale jeszcze nie wiedzą, na kogo zagłosują. Z analiz sondażowych wychodzi, że na terenach wiejskich jest ich grubo powyżej 30 proc., a najwięcej wśród rolników - nawet ponad 40 proc. Tak wysoki odsetek niezdecydowanych to na ogół znak, że zachodzi jakaś zmiana.
Jaka?
To jeszcze nie jest jasne. PiS nadal dominuje na wsi - według CBOS ma tam poparcie na poziomie ok. 40 proc. - ale wyraźnie przybywa osób niezadowolonych z jego
polityki.
W czerwcu 2020 r. prezydent Andrzej Duda wygrał drugą kadencję, zdobywając na wsi ponad 55 proc. głosów. Wśród samych rolników poparcie dla PiS sięgało wówczas 60 proc. Dwa lata później spada poniżej 30 proc. Co spowodowało tak duży zjazd?
Wieś bardzo odczuła ekonomiczne skutki pandemii, nawet dotkliwiej niż miasta. Spadły ceny sprzedawanych przez rolników produktów rolnych, za to wzrosły ceny nabywanych przez nich towarów - zarówno w celach konsumpcyjnych, jak i tych potrzebnych do produkcji. A zatem nożyce cenowe kształtowały się dla nich w ostatnich latach niekorzystnie. Po COVID-19 skoczyła inflacja, a do tego wybuchła wojna w
Ukrainie, która pociągnęła za sobą kryzys energetyczny. Ceny gazu wzrosły kilkakrotnie, a wraz z nimi w górę poszły ceny nawozów. Znacząco zdrożał olej napędowy, który jest w dużych ilościach zużywany przez gospodarstwa rolne. Do tego pojawiły się problemy z dostępnością węgla, którym ogrzewane są np. szklarnie. W efekcie koszty prowadzenia gospodarstwa rolnego znacząco wzrosły, a dochody zmalały. Z powodu wykluczenia komunikacyjnego wieś w większym stopniu niż miasta musi polegać na transporcie samochodowym, więc wysokie ceny paliw odczuli tam wszyscy, nie tylko rolnicy. Wszystko to sprawiło, że wśród jej mieszkańców zapanował pesymizm. Warto też pamiętać, a obecna sytuacja chyba wszystkim uprzytomniła, że stan rolnictwa to nie tylko sprawa rolników i wsi.
Rolnicy uznali, że partia rządząca nie radzi sobie z kryzysem?
Na wsi ekonomia ciągnie politykę. Dochodząc do władzy w 2015 r., PiS wstrzelił się w okres odbicia po poprzednim kryzysie - wzrosły wpływy z podatków, dzięki czemu rząd miał pieniądze na realizację programów socjalnych. Jego popularność w całym kraju zawsze była skorelowana z poziomem życia: jak ludziom się pogarszało, to i partia rządząca słabła w sondażach. A teraz koniunktura ogólna działa przeciwko niej. Na początku 2020 r. na wsi wciąż dominowało przekonanie, że sprawy w Polsce idą w dobrym kierunku, optymizm był tam silniejszy niż w miastach. Ale od tamtego czasu nastroje uległy drastycznemu pogorszeniu: większość ludności wiejskiej bardzo źle ocenia dzisiaj ogólną sytuację w kraju, a także nie widzi perspektyw na jej poprawę. O wiele gorzej niż przed dwoma laty postrzega swoją sytuację materialną. To wszystko przełożyło się na spadek notowań PiS. A biorąc pod uwagę, że w najbliższej przyszłości sytuacja ekonomiczna wsi raczej się pogorszy, niż polepszy, to taka tendencja może się utrzymać. Rzecz w tym, że niezadowoleni z polityki PiS nie znajdują dla siebie oferty po drugiej stronie.
Czyli partia rządząca i tak nie ma z kim przegrać?
Na razie nie ma dla niej wyraźnej alternatywy. Platformę Obywatelską, największą partię opozycyjną, na początku roku popierało ok. 11 proc. mieszkańców wsi. Pozostałe ugrupowania mają po kilka procent. Dlatego ci, którzy dzisiaj deklarują, że jeszcze nie wiedzą, na kogo zagłosują, będą kluczowi.
A popularne powiedzenie, że kto wygrywa na wsi, ten wygrywa w całym kraju, jest według pana prawdziwe?
To taki publicystyczny skrót. Ale pewne jest jedno: jeśli PiS przegra na wsi, to nie wygra w całym kraju. W 2020 r. jej mieszkańcy praktycznie zadecydowali o zwycięstwie Andrzeja Dudy, bo w drugiej turze tłumnie poszli oddać na niego głos. W efekcie wzrost frekwencji na terenach wiejskich zrównoważył mobilizację miast. Bo nie wszyscy wyborcy kandydatów innych niż Duda w drugiej turze przerzucili swoje poparcie na Rafała Trzaskowskiego. Z analiz wynika, że co piąty sympatyk Szymona Hołowni zagłosował na urzędującego prezydenta. To ok. 400 tys. wyborców, czyli mniej więcej tyle, ile wyniosła przewaga Dudy nad Trzaskowskim. Wieś ma do siebie też to, że często zdarzają się tam niespodzianki.
Niespodzianki?
Mam na myśli głosy protestu. One mają inną logikę: nie chodzi o to, by wskazać partię, która reprezentuje najbliższe nam poglądy, lecz o to, by wyrazić sprzeciw wobec aktualnego stanu rzeczy. W skali kraju głosuje tak mniej więcej jedna czwarta wyborców. Przed laty takie głosy zbierał na wsi Andrzej Lepper, dzisiaj Agrounia Michała Kołodziejczaka.
Agrounia może wygrać na wsi w najbliższych wyborach?
Aż tak to nie. Ale nie jesteśmy w stanie dziś tego dokładnie ocenić. Kto wie, czy nie pojawi się jakiś nowy ruch. Głosy protestu są zawsze niedoszacowane przez standardowe narzędzia socjologiczne. Często jeszcze tydzień przed wyborami nie wiadomo, ile ich będzie, bo wyborcy nie mówią tego ankieterom.
Co wieś myśli dzisiaj o Tusku?
On ma bardzo silny elektorat negatywny w skali kraju, a na terenach wiejskich w szczególności. I nie widać, żeby to się zmieniało. Jest w nim coś takiego, że budzi silną niechęć w niektórych grupach.
Jerzy Bartkowski socjolog polityki, doktor habilitowany nauk społecznych, profesor UW. Współautor raportu o stanie polskiej wsi publikowanego cyklicznie przez Fundację na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa