Dotychczasowe dyskusje między rządem a Pałacem Prezydenckim pokazują, że Andrzej Duda coraz mniej sceptycznie patrzy na to, że sprawy dyscyplinarne sędziów miałyby być przekazane z Sądu Najwyższego do NSA, co zakłada najnowszy projekt nowelizacji ustawy o SN. – NSA to kwestia do dyskusji. Można podejść do tej sprawy jak część konstytucjonalistów, którzy argumentują, że wymienione w ustawie zasadniczej kompetencje NSA musi mieć, ale ustawą można dodawać inne zadania – wskazuje nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego. Zauważa, że konstytucja w przypadku Sądu Najwyższego przewiduje, że sprawuje ona nadzór nad działalnością sądów w zakresie orzekania, ale nie wspomina o sprawach dyscyplinarnych. Natomiast w tym przypadku istotne mogą się okazać argumenty dotyczące sprawności działania NSA, gdyby otrzymał takie dodatkowe zadania.

Test wciąż problemem

Zmianę w podejściu Pałacu Prezydenckiego do tej kwestii dostrzega rząd, natomiast nadal obie strony dzielą przepisy dotyczące testowania sędziów. – Największym problemem są uchylenie przepisów dotyczących okoliczności towarzyszących powołaniu jako jedynej przesłanki kwestionowania statusu i orzecznictwa oraz rozbudowany test – wyjaśnia nasz rozmówca z pałacu. Chodzi m.in. o rozwiązania, które poszerzają możliwość stosowania tzw. testu bezstronności sędziego także na składy orzekające. Dziś, na mocy obowiązującej od 15 lipca 2022 r. ustawy prezydenckiej, test to uprawnienie strony postępowania. PiS, chcąc zaspokoić oczekiwania Komisji Europejskiej, proponuje przyznać prawo do zgłaszania wniosku o test także sędziom wobec innych sędziów. Przy czym chce też wprowadzić bezpieczniki – na test musiałaby się zgodzić większość składu orzekającego, a rozstrzygnięcie mogłoby dotyczyć tylko konkretnej sprawy. To jednak wciąż nie przekonuje ani prezydenta, ani ziobrystów.
Reklama
Pałac cały czas wyraża obawy, że proponowane zmiany doprowadzą do masowego testowania sędziów przez sędziów i podważania statusu tych powołanych przez KRS w nowym kształcie, a to może pogłębić zamieszanie w sądownictwie, ale także podważyć prezydenckie uprawnienie do nominacji sędziów. – Tę propozycję trzeba czytać w całości. Tu wyjęta cegiełka, a tam dodana tworzą wątpliwą sytuację, stąd obawy ze strony prezydenta. Dziś trudno jest przewidzieć skutki tego, jak sądy zaczną się testować w jedną czy w drugą stronę. Sądy mają sądzić obywateli, a nie siebie – podkreśla nasz rozmówca.
Rząd nie podziela tych obaw. – Mogą istnieć rozbieżności interpretacyjne. Nie ma pewności, że jacyś kreatywni prawnicy na bazie nowych przepisów nie zaczną szukać furtek do podważania pozycji sędziów, tylko że oni już dziś znajdują kolejne furtki. Więc może nie ma co mnożyć wątpliwości, staramy się przekonywać do naszych racji – zauważa nasz rządowy rozmówca. Także premier przekonuje, że takiego zagrożenia nie ma. – Zdaniem naszych legislatorów, także z KPRM, nie ma tu ani naruszenia prerogatyw prezydenckich w najmniejszym stopniu, ani przekroczenia zapisów konstytucyjnych – stwierdził wczoraj na konferencji Mateusz Morawiecki. Przypomniał, że po wejściu w życie nowej ustawy wciąż będzie obowiązywać art. 29 par. 3 aktualnej ustawy o SN, który stanowi, że „niedopuszczalne jest ustalanie lub ocena przez SN lub inny organ władzy zgodnego z prawem powołania sędziego lub wynikającego z tego powołania uprawnienia do wykonywania zadań z zakresu wymiaru sprawiedliwości”.
Z kolei ziobryści konsekwentnie przestrzegają przed paraliżem postępowań sądowych w sytuacji, gdy sędziowie będą mogli podważać status innych sędziów. – Nasze stanowisko jest niezmienne, będziemy głosować przeciwko – twierdzi ziobrysta.
Postęp w rozmowach PiS z Pałacem Prezydenckim to krok w stronę kompromisu w obozie rządzącym. Gdy w połowie grudnia projekt ustawy o SN się pojawił na stronach internetowych Sejmu, reakcje pałacu były nieprzychylne. Z samej KE płyną pozytywne sygnały odnośnie do projektu ustawy, ale trudno je wciąż uznać za twarde gwarancje. – Jedyne, co się dla nas liczy, to ostateczna ustawa w takiej formie, w jakiej zostanie uchwalona, oraz jej realizacja. Będziemy to oceniać w kontekście pierwszego wniosku o płatność, złożonego przez polskie władze – słyszymy w KE.
Nasz rozmówca z rządu podkreśla, że ostatnio prezydent zadeklarował, że będzie ustawę oceniał na końcu, dlatego rząd teraz się skupi na pracach nad ustawą w Sejmie. Stąd niewykluczone są rozmowy z opozycją.

Co dalej w Sejmie

PiS już raczej nie liczy na to, że nakłoni ziobrystów do poparcia projektu. W tej sytuacji partia rządząca myśli raczej o rozbiciu jedności opozycji. – Zakładam, że chociaż część posłów – nie mówię, że wszyscy, bo w to nie wierzę – jest w stanie to poprzeć albo chociaż wstrzymać się od głosu – mówił niedawno w Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller.
Jeszcze wczoraj w ciągu dnia po stronie opozycji nie było informacji, by przed dzisiejszym posiedzeniem Sejmu miało dojść do roboczego spotkania z przedstawicielami PiS – tak jak to miało miejsce w grudniu, gdy w gabinecie marszałek Elżbiety Witek z parlamentarzystami klubu PiS i opozycji spotkali się premier Mateusz Morawiecki oraz minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk (to wtedy miały paść słowa, że jeśli środki z KPO mają być odblokowane, w projekcie nie można zmienić „ani przecinka”). – Do mnie słuchy o kolejnym spotkaniu jeszcze nie doszły, ale patrząc na tempo zorganizowania poprzedniego, można założyć, że nawet jeśli będzie zwołane kolejne, to w trybie ad hoc – powiedział nam wczoraj Krzysztof Paszyk z PSL, który zasiada w roboczym zespole koordynującym działania opozycji w tej sprawie. Wczorajsze spotkanie opozycja zorganizowała wyłącznie we własnym gronie, by naradzić się przed rozpoczynającym się dziś posiedzeniem Sejmu.
Na razie trzyma się obranego kursu, czyli zamiast bezwarunkowo poprzeć PiS lub nie utrudniać mu przegłosowania ustawy w niezmienionym kształcie (wstrzymując się od głosu), najpierw zamierza zgłosić własne poprawki. Trzy najważniejsze to: sprawy dyscyplinarne rozstrzygane przez sędziów Izby Karnej SN z co najmniej siedmioletnim stażem, uchylenie ustawy kagańcowej i reforma KRS. Przy czym niektórzy nasi rozmówcy przyznają, że ten ostatni warunek, stricte w kontekście KPO, jest traktowany w sposób elastyczny. – To ważny krok, ale niekoniecznie w ramach dyskusji o odblokowaniu pieniędzy unijnych, gdzie liczy się czas. Czasem w negocjacjach trzeba mieć z czego schodzić – mówi rozmówca z opozycji.
PiS nie chce nic istotnie zmieniać w projekcie. – Nie wydaje się, by było pole do akceptacji opozycyjnych poprawek, które idą w zasadzie w każdym punkcie dalej niż oczekiwania Brukseli. Ale trzeba szukać pragmatycznego rozwiązania tego problemu – mówi nasz rozmówca z PiS. Wczoraj premier Morawiecki przypomniał, że gdy z inicjatywy koalicjantów z Solidarnej Polski do prezydenckiej ustawy o SN dodano poprawki, Komisja Europejska znalazła sobie pretekst do dalszego blokowania pieniędzy z KPO. – Teraz najbezpieczniejsze jest przyjęcie kompromisu, tak jak wynegocjował go minister Szymon Szynkowski vel Sęk – powiedział szef rządu i stwierdził, że inaczej odpowiedzialność za brak środków z KPO spadnie na opozycję. ©℗