Pierwsze miesiące nowej władzy upływają pod znakiem dopieszczania twardo antypisowskiego elektoratu, by wspomnieć tylko uruchomienie aż trzech komisji śledczych, z których przynajmniej jedna (ds. wyborów kopertowych) jest kompletnie zbędna, a tematem drugiej (afera wizowa) zajmują się już odpowiednie służby. Nieliczne merytoryczne projekty – takie jak wakacje od ZUS czy skrytykowane ze wszystkich stron Mieszkanie na start – są natomiast tak niemądre, że lepiej byłoby, gdyby ich nie było.

Dla twardego anty-PiS-u rozliczenie Zjednoczonej Prawicy jest absolutnie kluczową obietnicą wyborczą koalicji. I pewnie machnąłby ręką, gdyby podczas obecnej kadencji nie udało się przeprowadzić żadnej zwykłej ustawy, byleby wsadzono poprzednią władzę do więzień. Nieoczekiwane rzucenie się rządowej większości w ramiona najtwardszego elektoratu będzie jednak miało swoje konsekwencje. Zużywanie ograniczonych zasobów kadrowych na działania rozliczeniowe jest tutaj najmniejszym problemem. Pisaniem ustaw mogą się zająć urzędnicy, w sumie byłoby nawet lepiej. Problem w tym, że ten kurs automatycznie obsadził prezydenta w roli „wielkiego obrońcy PiS”, czyli jawnego wroga nowego rządu. Nie będzie więc kohabitacji, tylko ostra rywalizacja dwóch ośrodków władzy wykonawczej.

Cały tekst w weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w cyfrowej subskrypcji DGP