Zacznę od siebie. To, że pracuję w jakiejkolwiek spółce – a w czasie kandydowania pracowałem w spółce prywatnej – nie dyskwalifikuje mnie z ubiegania się o mandat parlamentarzysty. Jak każdy polski obywatel mam prawo do korzystania z biernego prawa wyborczego, czyli prawa do kandydowania, jednak do żadnej partii nie należę. Różnica między nami polega na tym, że mój poprzednik przeszedł do PGZ prosto z MON.
Zarząd jest wybierany w konkursie, który przeprowadza Rada Nadzorcza. Jeżeli RN się zmienia, to naturalne jest, że będzie szukać takich ludzi, którzy oprócz spełnienia wymagań formalnych mają predyspozycje do współpracy z opcją rządzącą. Trudno powoływać kogoś, o kim wiadomo, że jest w kontrze i nie będzie chciał współpracować. W przypadku PGZ współpraca musi się opierać na ścisłych kontaktach z ministerstwami obrony i aktywów państwowych.
CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ