Nie jest tajemnicą, że Rosjanie lubią działać z rozmachem, albo chociażby twierdzić, iż wpadają na pomysły, które nie narodziłyby się w umysłach zachodnich naukowców. Teraz dali kolejny przykład swej nieograniczonej wręcz pomysłowości, a wizją przyszłości pochwalił się Michaił Kowalczuk, prezes Instytutu Kurczatowa.

Reklama

Rosjanie budują olbrzyma. Największy okręt świata

Kierowany przez Kowalczuka instytut zajmuje się głównie pracami nad rozwojem energii jądrowej, a jego początki sięgają roku 1943, gdy wsławił się, pomagając w stworzeniu pierwszej radzieckiej bomby atomowej. Dziś Instytut Kurczatowa skupia się głównie na energetyce cywilnej, a ostatnio postanowił nawiązać współpracę z Gazpromem, krajowym potentatem gazowym. Firma ta, która jeszcze niedawno należała do niewyobrażalnie wręcz bogatych, z chwilą ataku Rosji na Ukrainę popadła w potężne problemy finansowe, tracąc ponad połowę dotychczasowych rynków zbytu.

A aby podratować swe finanse i dostarczać jak najwięcej gazu na chłonne rynki dalekowschodnie, Gazprom zaczął łakomie zerkać na Arktykę, gdzie znajdują się wielkie złoża gazu. Ich eksploatacja to jedno, ale prawdziwym wyzwaniem dla firmy ma być dostarczenie surowca do portów na stałym lądzie. I tu właśnie z pomocą przybywa Instytut Kurczatowa, który 11 października podpisał z Gazpromem porozumienie o współpracy. Chce wspomóc gazowego giganta i wspólnie z nim opracować największy na świecie atomowy okręt podwodny do transportu gazu LNG.

Nowiny o planach budowy takiego podwodnego potwora ujawniono podczas forum OMR 2024 i wygląda na to, że szefowie obydwu firm jak najbardziej poważnie traktują swój projekt. Opisując szczegóły pomysłu, Michaił Kowalczuk wyznał, że „okręt podwodny o napędzie atomowym wyposażony w gigantyczne zbiorniki LNG może zapewnić całoroczny transport z terminali wzdłuż północnego wybrzeża zachodniej Syberii”.

Potwór ma pomóc w transporcie gazu

Nie skończyło się jednak tylko na zaprezentowaniu samej koncepcji, lecz uchylono rąbka tajemnicy i pokazano, o jak wielkim okręcie myślą rosyjscy konstruktorzy. Otóż, jak donosi portal „neftegaz.ru”, okręt podwodny miałby osiągnąć długość 360 metrów, szerokość 70 m i wysokość ok 30 m. Zanurzałby się na głębokość około 13 metrów, co choć nie jest wielkim osiągnięciem, ale pomogłoby ominąć część skutego lodem morza.

Rosyjscy konstruktorzy szacują, iż tak wielka jednostka napędzana by była trzema silnikami, do których energię dostarczałyby trzy reaktory RITM-200. Jednorazowo taki podwodny transportowiec mógłby przewieźć nawet 180 tys. metrów sześciennych gazu z prędkością 17 węzłów. I gdy rosyjscy konstruktorzy są pełni nadziei i poważnie mówią o swych planach, nie brakuje też sceptyków. Portal „The Barents Observer” o ocenę projektu zapytał Aleksandra Nikitina, eksperta ds. energii jarowej, który do 2022 r. przewodniczył Centrum Praw Ekologicznych Bellona w Petersburgu.

- Brakuje obliczeń dotyczących technologii, ekonomii i wdrożenia przemysłowego. Rosja nie ma nawet podstawowych możliwości budowy statków, krótko mówiąc, to bzdura ze strony Kowalczuka – skwitował rosyjskie plany ekspert.

Planowany przez Rosjan okręt byłby największy na świecie, a dotychczas do takich maszyn zaliczało się również rosyjskie okręty podwodne projektu 941 o długości 172 metrów i szerokości 23 m. Nowy atomowy potwór miałby być co najmniej dwa razy większy.