Chociaż jasne jest, że pomiędzy państwami NATO i Rosją nie toczy się jeszcze otwarta wojna, jednak Rosjanie często zdają się o tym zapominać. Ich znakiem rozpoznawczym stało się już naruszanie przestrzeni powietrznej obcych państw, a gdy te kierują skargi i protesty, wschodni dyplomaci nabierają wody w usta.
Rosjanie bezkarnie już nie wlecą do kraju
Do naruszania przestrzeni powietrznej państw NATO najczęściej dochodzi w trakcie zmasowanych ataków na ukraińskie miasta, a efektem tych działań jest między innymi podrywanie dyżurujących myśliwców i pilnowanie nieba. A chociaż do Polski rosyjskie drony tak często nie zaglądają, to za to w Rumunii stało się to już normą. Jesienią ubiegłego roku kilka z nich wleciało na rumuńskie niebo, a zaledwie przed miesiącem jeden rozbił się już na terenie Rumunii. Dlatego kraj ten zareagował i to stanowczo, przyjmując we środę ustawę, która pozwoli niszczyć takie obce bezzałogowce.
Uchwalona przez Senat większością 81 głosów (przy 12 przeciw) ustawa zakłada, że wrogiego drona będzie można nie tylko zestrzelić, ale także odpowiednie służby będą mogły przejąć nad nim kontrolę. I to bez patrzenia się na to, jak zareaguje jego właściciel, czyli Rosja. W ocenie rumuńskich wojskowych, odpowiedzialność za strącanie niechcianych maszyn spadnie najpewniej na dowódców niższego szczebla.
- Zazwyczaj w takich sytuacjach chodzi o dowódców, którzy są na misji w danym rejonie. Powinni mieć prawo do wydania rozkazu ostrzału dronów, które bez zezwolenia wlatują w przestrzeń powietrzną Rumunii. Miejmy nadzieję, że dzięki rozkazom, które zostaną wydane na podstawie prawa, akcja zostanie przeprowadzona w bardzo krótkim czasie, ponieważ nie ma się zbyt wiele czasu na wykonanie misji – powiedział w rozmowie z Romania Journal generał Virgil Bălăceanu, były dowódca Wielonarodowej Brygady Seebrig.
Polska też będzie strzelać do rosyjskich dronów?
Zanim jeszcze Rumuni zabrali się do uchwalania nowego prawa, podobne dyskusje toczyły się już w Polsce, a wielu komentatorów było za tym, aby podobne przepisy wprowadzić także u nas. Pojawiał się jednak problem, jak rozpoznać, że w naszą przestrzeń wleciał bezzałogowiec, co na podstawie jedynie odczytów radarowych może być trudne. Dlatego też w sytuacjach zagrożenia wzywane są myśliwce i to pilot na własne oczy musi ocenić, czy mamy do czynienia z dronem, rakietą, czy może z małym samolotem cywilnym.
W grudniu jednak także u nas zabrano się za grzebanie w prawie lotniczym, a Sejm opracował poprawki, na mocy których odpowiednie służby, w tym wojsko, mają dostać uprawnienia do niszczenia, bądź unieruchamiania wrogich dronów. Możliwe ma być to w sytuacji, kiedy obiekt taki zagraża zdrowiu lub życiu mieszkańców, albo niebezpiecznie zbliża się do jakiegoś chronionego obiektu.