Co pewien czas zza wschodniej granicy Polski padają zaskakujące propozycje, których autorem jest białoruski dyktator, Aleksandr Łukaszenka. Polityk, który tuż przed ukraińską wojną stał za masowym atakiem migrantów na polską granicę, a następnie udostępnił teren swego państwa do napaści na Kijów, teraz ma dla świata pokojową propozycję.
Łukaszenka ma propozycję do samego Donalda Trumpa
Złożył ją podczas rozmowy z pewną amerykańską internetową gwiazdą, Mario Nawfalem. Ten celebryta i influencer, wskazywany jako współpracownik Elona Muska, postanowił przeprowadzić wywiad z białoruskim satrapą i zapytać go o pokojowe plany względem Ukrainy. A jak się okazuje, ten ma pewien pomysł, bowiem sam chciałby stać się człowiekiem, który przyniesie pokój.
- Od granicy białoruskiej do Kijowa jest tylko 200 kilometrów. Pół godziny samolotem. Zapraszamy. Usiądziemy tutaj. Dojdziemy do porozumienia cicho, bez hałasu, bez krzyku. Więc powiedz Trumpowi: czekam na niego tutaj, razem z Putinem i Zełenskim. Usiądziemy i spokojnie ponegocjujemy. Jeśli chcesz zawrzeć umowę – zaproponował Łukaszenka.
Białoruski przywódca zastrzegł jednocześnie, iż sam nie chce brać udziału w negocjacjach, gdyż ponoć „najbardziej ze wszystkiego nienawidzi mediacji”, ale chętnie udostępni swój kraj do zorganizowania takiego spotkania.
Dyktator marzy, by znów stać się kimś ważnym
Propozycja ta padła w kilka dni po awanturze w Białym Domu, kiedy to zerwano rozmowy pomiędzy prezydentami Zełenskim i Trumpem. Szybko jednak okazało się, że Ukraina chce wrócić do stołu rozmów, a jak zapowiedział w orędziu do Kongresu Donald Trump, on też planuje współpracować z obiema stronami, aby powstrzymać wojnę na Ukrainie.
Na propozycję Łukaszenki z radością zareagował Kreml. Jego rzecznik, Dmitrij Pieskow, przyznał, że pomysł spotkania się na Ukrainie jest wielce kuszący.
- Ta kwestia nie została w żaden sposób poruszona ani omówiona. Ale oczywiście Mińsk jest dla nas najlepszym miejscem. To nasz główny sojusznik, więc to najlepsze miejsce do negocjacji – powiedział Pieskow w rozmowie z agencją Interfax.
Manewr Łukaszenki do złudzenia przypomina manewr sprzed ponad 10 lat, kiedy to również do Mińska udało mu się zaprosić światowych przywódców. Wówczas, w roku 2014 i 2015 podpisano tzw. Porozumienia Mińskie, w których stroną była OBWE, Ukraina i Rosja, a ich celem było powstrzymanie wojny w Donbasie. Po siedmiu latach Putin uznał, że porozumienia te „nie istnieją” i znów zaatakował Ukrainę.