“Troska o prawdę i odmowa kajania się” to tytuł jej artykułu zamieszczonego w środowym numerze dziennika „Le Figaro”, który wiele miejsca poświęca oskarżeniom o rzekomo „systemowy rasizm Francji, „białe przywileje” czy „winę potomków handlarzy niewolników”.

Za przykład odpowiedniej postawy uznaje prof. Delsol przypomnienie na tabliczkach z nazwami ulic, przeszłości handlarzy niewolników ich patronów. „To oznaka dobrego zdrowia demokratycznego” – wyraża satysfakcję filozofka – przeciwstawiając temu szacunkowi dla pamięci ciemnych stron historii, „ostracyzm i obalanie pomników”.

„Herodot pokazał, że historia polega na pokazywaniu zdarzeń takimi, jakie były, a nie takimi, jakimi chcielibyśmy, żeby były”. I społeczeństwa zachodnie nazywa spadkobiercami Herodota. „Wiedzą one czym jest pisanie historii, choć ludzką jest pokusa, by ukrywać to, co dokucza. Wbrew temu, co usiłuje się nam obecnie wmawiać, niewolnictwo nigdy nie było tabu w naszej narracji o minionych wiekach” – podkreśla prof. Delsol.

Postawie Zachodu przeciwstawia politykę Rosji i Chin, gdzie „raniące prawdy zamiata się pod dywanik”. Po czym zwraca uwagę, że i we Francji pamięć jest selektywna. „To, że jesteśmy tak czuli na zbrodnie nazizmu (i słusznie) i tak zapominający o zbrodniach komunizmu (jakże niesłusznie) wskazuje, że nie jesteśmy do końca uczciwi wobec historii”.

Reklama

Filozofka przypomina, że Zachód, podobnie jak wszystkie inne cywilizacje, uprawiał niewolnictwo, ale to „zachodnia kultura jako pierwsza zakazała niewolnictwa”. W innych kulturach – pisze – znoszone było pod presją, a „w niektórych krajach muzułmańskich niewolnictwo do dziś uważane jest za uprawnione”.

Zgodę na przedstawianie nieprzyjemnych faktów z przeszłości, nazywa prof. Delsol „zgodą na przyjęcie schedy przodków”. I przyznaje, że „choć nie jesteśmy bezpośrednio odpowiedzialni za to, co robili handlarze niewolników z Nantes, czujemy historyczny wstyd, bo zdarzyło się to u nas, w naszej kulturze, w naszym języku i naszej religii”.

Filozofka przestrzega jednak przed „ekscesami, jakie obecne są w tej pasji odsłaniania prawdy, gdyż „nawet w cnocie bywają niemożliwe do przyjęcia ekscesy” i przeciwstawia się „diabolizacji kultury zachodniej za to, że uprawiała niewolnictwo”. Podobnie potępia „inne kaleczenie historii”, jakim jest, jak pisze, wykreślanie nazwisk z historii i obalanie pomników”.

„Nie należy mylić troski o prawdę z jakąkolwiek odpowiedzialnością zbiorową” – zwraca uwagę autorka. Choć nie wystarczy powiedzieć, że „nas wtedy nie było, to nie musimy się kajać za winy nie przez nas popełnione, posypywać głowę popiołem przed potomkami ofiar, którzy, nawiasem mówiąc, niczego nie ucierpieli”. (PAP)