Unia Europejska postawiła sobie za cel walkę z monopolami. „Ofiarą” takiej polityki jest między innymi Apple. Najpierw Unia wymusiła na producentach, by standaryzować kable używane w ładowarkach. Od grudnia 2024 r. wszystkie będą musiały mieć końcówkę USB-C a smartfony – takie właśnie wejście. Oczywiście nowe regulacje są wymierzone głównie w Apple. Amerykańska firma od lat używa autorskiego złącza lighting na które są skazani właściciele iPhonów. To uniemożliwia im korzystanie z innych niż firmowe ładowarek.
Apple zrobi to po swojemu
Apple zapowiedziało, że dostosuję się do Unijnych wymogów. Ale wg. ostatnich informacji zamierza to zrobić na swoich zasadach. Czyli iPhony będą miały wejście USB-C, ale by ładowarka zadziałała, jej producent będzie musiał uzyskać certyfikację. Inaczej ładowanie albo nie będzie możliwe, albo odbywać się będzie bardzo powoli. A certyfikacja będzie się wiązać z odpowiednimi opłatami. Może się więc okazać, że Unia Europejska odniosła pyrrusowe zwycięstwo.
Oczywiście do nowych przepisów będą się musieli dostosować też inni producenci różnego rodzaju sprzętów elektronicznych. Zdarza się bowiem, że wciąż wykorzystują oni złącze micro-USB. Dotyczy to również firm dostarczających na rynek najtańsze, budżetowe telefony.
System dla każdego
Kolejną zmianą, jaką na Apple wymogła Unia Europejska, jest otwarcie systemu operacyjnego. Prace nad odpowiednimi regulacjami trwały od 2020 r. – to Akt o rynkach cyfrowych (DMA) i akt o usługach cyfrowych (DSA). Ostatecznie latem zeszłego roku zatwierdził je Parlament Europejski. Zostaną nimi objęte firmy spełniające odpowiednie kryteria – czyli osiągające wyznaczone ponad limit obroty czy posiadające odpowiednią liczbę użytkowników. Generalnie uregulują działalność Apple, Google, Meta i innych dużych firm technologicznych.
Jedną z kluczowych zmian w ramach DMA jest umożliwienie użytkownikom instalowanie aplikacji z zewnętrznych sklepów i pobieranie ich bezpośrednio z internetu. To oczywiście uderza w Apple. System operacyjny tego producenta jest zamknięty, użytkownicy jego sprzętów mogą pobierać aplikacje tylko z App Store. W przypadku Google i Androida jest inaczej, oprócz Sklepu Play dostępne są inne, alternatywne sklepy z aplikacjami z których można korzystać.
Apple tłumaczyło się, że dzięki zamknięciu dostępu do App Store ma pełną kontrolę nad aplikacjami. A dzięki temu użytkownicy jego urządzeń nie musza się obawiać instalacji złośliwego oprogramowania.
Unia jedna uznała, że to niezgodne z jej prawem blokowanie klientów i konsumentów w określonych kanałach dystrybucji lub procesach płatności.
Zmiany już w czerwcu
Apple uległo więc Unii. I najnowsza wersja systemu iOS 17, która ma zostać zaprezentowana 5 czerwca, ma już umożliwić pobieranie aplikacji z innych źródeł. Jak donosi Bloomberg, firma skupi się na dostosowaniu do unijnych wymogów, a odpuści sobie tym razem inne zmiany.
Batem na Apple i inne firmy są bardzo wysokie kary. Producent, który zignoruje przepisy może być ukarany grzywną wynoszącą do 10 procent całkowitego światowego rocznego obrotu lub nawet 20 procent, jeśli naruszenia się powtarzają. Sankcje są wysokie, bo mniejsze nie robiły na Apple większego wrażenia. Amerykanie np. musieli zapłacić karę wynoszącą 5 mln dol. w Holandii za to, że nie chcieli zezwolić na systemy płatności firm trzecich w aplikacjach randkowych dostępnych na jej sprzętach.