Postępowanie Copyright Office krytykuje na łamach „The Washington Post” profesor Edward Lee z Chicago Kent College of Law – Institute of Technology w Illinois.

Historia zaczęła się od autorki Kristiny Kashtanovej, która swoją powieść graficzną „Zaria of the Dawn” zilustrowała obrazami wygenerowanymi przez AI. Copyright Office częściowo odmówiła jej rejestracji praw autorskich, tłumacząc, że obrazki nie spełniają warunku „autorstwa ludzkiego” i tym samym nie mogą podlegać ochronie prawnej. I, idąc za ciosem, nałożyła na wszystkie twórczynie i twórców obowiązek ujawnienia, które fragmenty ich prac zostały wykonane z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Passusy te nie będą podlegały ochronie praw autorskich.

Reklama

Zdaniem Edwarda Lee decyzja ta wskazuje na podstawowe braki zrozumienia tego, czym jest proces twórczy. Ignoruje też klauzulę w prawie autorskim, która nakazuje wspieranie twórców w wykorzystywaniu nowych technologii w swojej pracy.

Kashtanova do stworzenia swojej powieści graficznej wykorzystała program Midjourney, który zadany tekst przekłada na obraz. Copyright Office stwierdziła, że nie spełniają one warunków wystarczającej „autorskości”, aby podlegać ochronie. Zdaniem Lee to forma ignorancji – wszak twórcy, korzystając z możliwości sztucznej inteligencji, muszą umiejętnie wykorzystywać prompty, w celu uzyskania satysfakcjonującego rezultatu. Co więcej – aby go osiągnąć, Kashtanova spędziła wiele godzin, modyfikując i udoskonalając zadawane programowi polecenia. Profesor przywołuje wysyp nowych ofert pracy dla prompt designerów, który, jego zdaniem, dowodzi, jak wysokie jest zapotrzebowanie na osoby potrafiące kreatywnie i skutecznie komunikować się ze sztuczną inteligencją.

Fotografia nie jest mechaniczną reprodukcją rzeczywistości. A obrazy AI są?

Jak pisze dalej Edward Lee, Copyright Office stworzył wymóg co do przewidzenia, z dokładnymi szczegółami, efektu, jaki uzyska twórca, pracując ze sztuczną inteligencją. A przecież, jak dowodzi profesor, proces twórczy zawsze jest odrobinę zagadkowy i nikt do tej pory nie wymagał od osób pracujących w obszarze sztuki, aby z wyprzedzeniem potrafiły powiedzieć, jaki będzie efekt ich zmagań twórczych. Takie oczekiwania „uśmierciłyby” wiele zjawisk opartych na improwizacji, takich jak jazz, malarstwo stochastyczne, a nawet niektóre improwizowane dialogi w filmach typu „Taksówkarz” czy „Casablanca”.

Lee przywołuje, że na poziomie legislacyjnym ostatnio zastanawiano się nad tym, czy dzieło stworzone przez maszynę to nadal dzieło, w 1884 roku. Sprawa dotyczyła wtedy fotografii, a konkretnie – zdjęcia, które Napoleon Sarony zrobił Oscarowi Wilde’owi. Sąd Najwyższy uznał wtedy, że fotografia nie jest mechaniczną reprodukcją rzeczywistości i należy jej się taka sama ochrona, jak wszystkim innym obiektom artystycznym. Gdyby wówczas sąd wyłączył zdjęcia z zakresu tworów objętych prawem autorskim, być może fotografia nie doczekałaby się tak spektakularnej kariery jako zawód i działalność artystyczna.

Edward Lee zdaje sobie sprawę, że elementy dzieł tworzone przy pomocy AI to specyficzne zagadnienie. Nie twierdzi, że powinny być szeroko chronione, co sprawiłoby, że prawami autorskimi mogłyby zostać objęte obrazy stworzone generycznymi promptami. Uważa, że zakres ochrony powinien być wąski i ściśle określony. Jest jednak, jego zdaniem, ogromna różnica pomiędzy obostrzeniami prawnymi zawężającymi ten zakres, a całkowitym ich brakiem.