Modele rynku pracy, które są charakterystyczne dla kontynentalnej Europy, cieszą się obecnie rzadkim uznaniem ze strony ekonomistów. Powód? Mogą zapobiec masowym zwolnieniom pracowników w związku z pandemią koronawirusa.

Podczas gdy w Ameryce rynek spodziewa się masowej likwidacji miejsc pracy, analitycy o wiele mniej obawiają się podobnego scenariusza w strefie euro, gdzie przepisy utrudniają zwalnianie pracowników oraz zachęcają firmy do ich zatrzymywania w czasie kryzysu. Niekiedy regulacje tego rodzaju określa się mianem hamulca dla wzrostu, ale w czasie globalnego kryzysu ujawniają się ich niewątpliwe zalety.

„Europejski model rynku pracy, który jest dobrze znany ze swoich wad jeśli chodzi o radzenie sobie ze zmianami strukturalnymi, w czasie dużych, ale przejściowych kryzysów, takich jak epidemia koronawirusa, radzi sobie lepiej” – czytamy w opublikowanej w tym tygodniu notatce Jana Hatziusa, ekonomisty z Goldman Sachs.
Niemcy, Francja i Włochy, które odpowiadają za prawie 2/3 gospodarki strefy euro, dorobiły się regulacji pozwalających pracownikom pobierać pensje nawet wtedy, gdy działalność firm jest czasowo zawieszona. Kraje te w odpowiedzi na obecny kryzys wzmocniły programy ochronne, pompując w swoje gospodarki miliardy euro właśnie po to, aby jak największa liczba pracowników mogła zachować swoje wynagrodzenia.

„Mam wiadomość dla firm: jeśli macie jakieś trudności, nie zwalniajcie ludzi” – powiedział w ubiegłym tygodniu frnaucski minister pracy Muriel Penicaud w telewizji BFM TV. „Odbicie gospodarcze będzie szybsze i silniejsze, jeśli nie będziecie zwalniać ludzi” – dodał.

Niemcy także wspierają takie podejście. Minister gospodarki Peter Altmaier stwierdził, że kluczowym celem rządu musi być zmniejszenie niepewności oraz to, aby „żadna zdrowa firma nie zbankrutowała z powodu koronawirusa, a żadne miejsce pracy nie uległo likwidacji”.

Reklama

Tymczasem kraje, takie jak USA czy Wielka Brytania, często od zera próbują stworzyć programy dla rynku pracy, które zmniejszą wpływ kryzysu na pracowników w nadziei, że obecna sytuacja nie spowoduje długotrwałej szkody dla gospodarki.

>>> Zobacz również: Tarcza nie spełnia oczekiwań. Oto najczęstsze postulaty przedsiębiorców

Wkrótce pojawią się rozbieżne wskaźniki dotyczące stopy bezrobocia w USA i w Europie – przewiduje Jan Hazius. W Stanach Zjednoczonych bezrobocie może wzrosnąć o 5,5 pkt proc., podczas gdy w Niemczech wartość ta będzie mniejsza o połowę, gdzie od dawna istnieją już rozwiązania dla rynku pracy.

„To jest dokładnie taki rodzaj programu, jakiego teraz potrzebujemy” – uważa Laurence Ales, profesor ekonomii na Carnegie Mellon University w Pitsburgu w stanie Pensylwania. „Zwyczajowa krytyka takich programów skupia się na tym, że powstrzymuje pracowników przez szukaniem alternatywnego zatrudnienia. Ale jesteśmy w stanie zamknięcia, więc szukanie pracy jest niemożliwe”.

Amerykańska gospodarka wciąż pozostaje przykładem odporności i siły. Jak skończy się już pandemia, ekonomiści przewidują większe odbicie w niż w Europie. Z prognoz Bloomberg Economics wynika, że w 2020 roku gospodarka USA zmniejszy się o 0,5 proc. To o wiele mniej niż przewidywany 2-proc. spadek w strefie euro.
Przez dlugi czas ekonomiści krytykowali brak elastyczności na rynku pracy w Europie i traktowali to jako powód niższej dynamiki gospodarczej niż w przypadku USA. Zresztą obszar ten często pojawiał się w szeregu rzeczy do poprawy nawet w analizach instytucji europejskich.

W ostatnim raporcie na temat globalnej konkurencyjności, Światowe Forum Ekonomiczne umieściło USA na trzecim miejscu pod względem konkurencyjności rynku pracy. Niemcy zajęły dopiero 18. miejsce, Francja – 35., a Hiszpania – dalekie 58.

Ale to co w normalnych warunkach jest postrzegane jako słabość, obecnie można uznać za siłę i jedną z kluczowych odpowiedzi na kryzys wywołany epidemią koronawirusa.

Francja uprościła procedury dla firm, które chcą uzyskać finansowanie państwa dla pracowników oraz zniosła ograniczenia co do wynagrodzeń. Włochy w wyraźny sposób zwiększyły swój własny program

Niemiecki rząd rozszerzył świadczenia urlopowe także na grupę pracowników tymczasowych oraz zniósł progi jeśli chodzi o liczbę zatrudnionych potrzebnych do tego, aby firma mogła ubiegać się o dopłaty do wynagrodzeń pracowników. Agencja pracy zarejestrowała 76 700 wniosków o urlop pod koniec ubiegłego tygodnia, zaś rząd spodziewa się, że może to dotyczyć nawet 2,2 mln osób – podaje niemiecka gazeta „Handelsblatt”.

Hiszpańscy pracownicy, który są czasowo zawieszeni, otrzymują ubezpieczenie na wypadek bezrobocia. Rząd próbuje zachęcić firmy do zawieszania, a nie zwalniania pracowników, zmniejszając koszt płacy. Podejście to cieszy się wsparciem związków zawodowych.

„Próbujemy zmniejszyć tak bardzo, jak jest to tylko możliwe, skutki kryzysu” – komentuje Jamie Cedrum, szef Komisji Pracowników, największego związku zawodowego w Hiszpanii z regionu Madrytu. „Mamy nadzieję na przywrócenie produkcji tak szybko, jak będzie to możliwe” – dodaje.

Niemniej Hiszpania wciąż może doświadczyć gwałtownego wzrostu bezrobocia, ponieważ duża część pracowników ma umowy czasowe i krótkoterminowe, szczególnie w turystyce. Jeśli pandemia koronawirusa potrwa dłużej niż można się spodziewać, to europejskie firmy i rządy będą musiały rozważyć, czy są w stanie kontynuować płatne pogramy urlopowe

Ricard Escrich należy do grona szczęśliwszych Hiszpanów. Pracuje bowiem w Barcelonie w należącej do Volkswagena fabryce Seata i jest jednym z miliona pracowników w kraju, którzy zgodnie z oczekiwaniami związków zawodowych w najbliższym czasie zostaną wysłani na płatny urlop. Europejscy politycy liczą na to, że taki schemat działań zostanie przyjęty przez firmy.

Mimo tego, ze 48-latek otrzymuje prawie całe wynagrodzenie w czasie przymusowego urlopu, to wciąż nie jest pewien swojej przyszłości.

„Gdy minie już pandemia, to kiedy osiągniemy poziom sprzedaży aut, który był notowany przed kryzysem?” – pyta Escrich. Przypomina przy tym kryzys z 2008 roku, gdy zamknięto część linii produkcyjnych. Teraz obawia się zamknięcia całej fabryki. „Gdy się o tym pomyśli, jest to trochę przerażające” – dodaje.

>>> Czytaj też: Kryzys w gastronomii. Warszawski restaurator: "Jeśli się otworzymy w tym roku, to będzie świetnie"