Dyrektor Operacyjna Gi Group Ewa Klimczuk poinformowała, że jej firma wyszła z inicjatywą szerszej pomocy obywatelom Ukrainy. Podkreśliła, że pomysł spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem pracodawców.

"Bierzemy pod uwagę, że wśród obywateli Ukrainy, którzy szukają w Polsce schronienia, będą osoby, które chętnie podejmą pracę, by utrzymać rodzinę i prowadzić życie choć w pewnym stopniu takie, jakie wiedli do tej pory. Chodzi nie tylko o zapewnienie im pracy i wsparcie w załatwieniu formalności, pozwoleń na pracę, ale pomoc w zorganizowaniu transportu, mieszkania, najpotrzebniejszych rzeczy, w odnalezieniu się w kompletnie nowej rzeczywistości" - powiedziała Klimczuk.

"Pamiętajmy też o Ukraińcach, którzy pracują już w Polsce. Gwarantujemy im ciągłość zatrudnienia oraz pomoc w przedłużenia pobytu. Teraz skupiamy się na pomocy w sprowadzeniu do Polski ich rodzin, załatwieniu formalności i organizacji przyjazdu. Wspieramy jednocześnie pracowników przebywających obecnie na Ukrainie, by mogli wrócić do Polski. Weryfikujemy realne możliwości i sposób działań, by były jak najbardziej efektywne" - przekazała Klimczuk.

Podkreśliła, że firmy są w stanie przyjąć zwiększoną liczbę Ukraińców. Jak zauważyła, będą oni mogli znaleźć zatrudnienie niemalże we wszystkich branżach i sektorach, w pierwszej kolejności w produkcji, logistyce, budownictwie.

Reklama

Również dyrektor Manpower Kamil Sadowniczyk potwierdził, że wielu pracodawców deklaruje swoje wsparcie w organizacji przyjazdów ukraińskich rodzin do Polski. Podkreślił, że pracownicy z Ukrainy stanowią duże wsparcie dla polskich pracodawców, którzy w dobie rekordowo wysokiego niedoboru kandydatów mają trudności z obsadzeniem wolnych stanowisk pracy.

Ekspert wskazał, że szczególnie wysokie zapotrzebowanie na personel zgłaszane jest przez przedsiębiorców reprezentujących branżę logistyczną i sektor produkcji przemysłowej. Poszukiwani są operatorzy maszyn, pracownicy produkcyjni, magazynierzy. Wiele wakatów czeka także na specjalistów IT - powiedział.

Jego zdaniem, w perspektywie krótkoterminowej będziemy jednak raczej obserwować odpływ ukraińskich pracowników z polskiego rynku pracy.

"W obliczu rozwijającego się konfliktu na Wschodzie wiele osób – zwłaszcza mężczyzn – zdecyduje się zapewne na powrót do rodzinnego kraju, by zadbać o bezpieczeństwo najbliższych. Sytuacja ta będzie wyzwaniem dla polskich pracodawców. Z jednej strony zmierzą się oni z bardzo nagłym pogłębieniem deficytów kadrowych i prawdopodobnie jeszcze intensywniej będą poszukiwać nowego personelu. Z drugiej strony natomiast firmy będą musiały wykazać się dużą elastycznością podczas podejmowania działań, mających na celu zapewnienie wsparcia organizacyjnego pracownikom wyjeżdżającym na Ukrainę oraz tym, którzy będą próbowali sprowadzić do Polski swoje rodziny" - zauważył Sadowniczyk. Dodał, że kluczowa w tym procesie będzie pomoc w uzyskaniu informacji o działaniach podejmowanych przez rząd oraz samorządy.

Klimczuk z Gi Group powiedziała, że są przypadki rezygnacji z pracy przez osoby, które wracają na Ukrainę z powodów osobistych lub chcą bronić swego kraju. "Ci, którzy już pracują w Polsce w zdecydowanej większości jednak nie chcą wracać do kraju, ale sprowadzić tu najbliższych. Wspieramy ich w tym" - zaznaczyła.

W czwartek późnym wieczorem prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał dekret o powszechnej mobilizacji. Zgodnie z dekretem opublikowanym na stronie internetowej prezydenta Ukrainy obowiązkowi mobilizacji podlegają poborowi i rezerwiści ze wszystkich regionów Ukrainy. Sztab Generalny ma ustalić ich liczbę oraz kolejność wezwania do służby. Również w czwartek ukraińska straż graniczna poinformowała na swoim Facebooku, że w związku z wprowadzeniem stanu wojennego ukraińscy mężczyźni w wieku 18-60 lat są objęci zakazem opuszczania kraju.

Autor: Karolina Mózgowiec