Sporo czasu zajęło Polsce zaimplementowanie przepisów unijnej dyrektywy work-life balance z 2019 r., ale wreszcie się doczekaliśmy. 26 kwietnia zaczną obowiązywać zmiany w kodeksie pracy, których celem jest zapewnienie większej równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, z czym u nas od lat nie jest najlepiej. Tym bardziej dziwi, że polscy politycy tak długo się zbierali z transformacją unijnych wytycznych w obowiązujące nad Wisłą normy prawne. To zresztą specyfika naszego kraju, w którym rządzący najwyraźniej nie do końca ufają „pomysłom Brukseli”, więc robią wszystko, by zaimplementować unijne normy jak najpóźniej. Niedawna dyrektywa Omnibus, zwiększająca świadomość konsumencką, również została wprowadzona w Polsce z poślizgiem – dopiero z początkiem bieżącego roku. Rezultat: podczas ostatniego Black Friday polskim konsumentom niełatwo się było zorientować, które z promocji są fikcyjne, a na które rzeczywiście warto się skusić.

Korekta kultury

Jednym z problemów, któremu mają zaradzić nowe przepisy, jest nierówny podział obowiązków domowych między płciami. Według OECD Polki spędzają na wykonywaniu takich czynności jak opieka nad dziećmi i seniorami, sprzątanie czy robienie zakupów aż 295 minut dziennie. Polacy tylko 159 minut. Oczywiście ten nierówny podział nie jest tylko naszą specyfiką. W żadnym kraju UE liczba godzin spędzanych na obowiązkach domowych wśród kobiet nie jest równa lub choćby zbliżona do analogicznej, którą na czynności domowe poświęcają mężczyźni. Najbliżej jest do tego Danii (odpowiednio 243 i 186 minut). W państwach najbardziej konserwatywnych te różnice są jeszcze bardziej drastyczne. W Turcji mężczyzna spędza na nieodpłatnej pracy dla gospodarstwa domowego zaledwie 68 minut dziennie, za to kobiety aż 305 minut. Ogromne różnice występują także na Dalekim Wschodzie (Japonia, Korea Południowa) i w niektórych krajach Unii Europejskiej. W Portugalii panie zajmują się domem przez trzykrotnie dłuższy czas niż panowie. We Włoszech ta różnica jest 2,5-krotna.

To efekt zarówno cech biologicznych (to kobiety rodzą dzieci), jak i wytwarzanych przez lata nawyków, zachowań i obyczajów, czyli ogólnie rzecz biorąc: kultury. Różnic biologicznych żadna władza, nawet najbardziej skuteczna, nie zniweluje. Kultura zaś ewoluuje także w wyniku obowiązujących norm prawnych, więc legislatura może ją poddawać przynajmniej korekcie.

Reklama

Nierówny podział obowiązków domowych jest skutkiem m.in. tego, że wiele kobiet po porodzie przez co najmniej rok zostaje w domu, więc siłą rzeczy to one głównie się nim wtedy zajmują. Przyjęty w tym czasie domowy podział ról zostaje już zwykle na lata. Owszem, teoretycznie drugą połowę tego czasu może spędzić w domu mężczyzna. To jednak rozwiązanie niemal całkiem martwe. Według danych ZUS w 2021 r. wśród osób przebywających na urlopie rodzicielskim aż 99 proc. stanowiły kobiety. UE postanowiła więc zainteresować ojców opieką nad dziećmi, normalizując w ten sposób wykonywanie zadań opiekuńczych przez mężczyzn.

Po 26 kwietnia urlop rodzicielski zostanie wydłużony z 32 do 41 tygodni (w przypadku ciąży mnogiej z 34 do 43 tygodni), jednak w tym znajdzie się po dziewięć tygodni na każdego z rodziców – tego wymiaru nie będzie można przenieść na partnera, a jedynie ewentualnie zrezygnować. Będzie to więc oznaczać, że przynajmniej dwa miesiące z urlopu rodzicielskiego będzie musiał wybrać ojciec albo go straci. Obejmie to również sytuacje, gdy matka nie jest objęta ubezpieczeniem społecznym w dniu porodu. Przez okres korzystania z urlopu rodzicielskiego będzie przysługiwać świadczenie w wysokości 70 proc. wynagrodzenia. Dwutygodniowy urlop ojcowski zostanie utrzymany, jednakże będzie można go wybrać tylko do momentu ukończenia przez dziecko 12. miesiąca życia.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.