Z Górskiego Karabachu ucieka miejscowa ludność ormiańska, obawiając się represji po opanowaniu parapaństwa przez Azerów. Azerbejdżan prowadzi intensywne konsultacje ze sprzymierzoną Turcją; wiele wskazuje na to, że Baku może wysunąć wobec Erywania żądanie utworzenia eksterytorialnego korytarza do azerskiej eksklawy w Nachiczewanie. Z kolei w stolicy Armenii trwają wielotysięczne protesty wymierzone w premiera Nikola Paszinjana, oskarżanego o bezczynność w obliczu ofensywy Azerbejdżanu.

Dzisiaj mija tydzień, odkąd Azerbejdżan zaatakował ormiańskie pozycje w samozwańczym Górskim Karabachu, zwanym też Arcachem, oderwanym od Baku w chaosie początku lat 90. Po niecałej dobie ostrzałów separatystyczne władze w Stepanakercie skapitulowały, godząc się na rozbrojenie, integrację z Azerbejdżanem i samorozwiązanie. Miejscowa ludność nie wierzy w deklaracje Baku, że władze zapewnią jej spokój, poszanowanie praw i autonomię kulturową. Na jedynej trasie łączącej Arcach z Armenią, która biegnie przez korytarz laçıński, tworzą się wielokilometrowe korki. Azerowie nie przeszkadzają w exodusie; paradoksalnie atakowi na Stepanakert towarzyszyło przerwanie blokady enklawy ustanowionej przez Baku w grudniu 2022 r.

CAŁY TEKST W ŚRODOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP