W listopadzie po niemal półrocznej przerwie wznowiono rozmowy o przywróceniu umowy nuklearnej z Iranem.
Nie mam złudzeń, że kierunek negocjacji od samego początku wyznaczali Irańczycy. Najpierw ogrom czasu zajęło przekonanie ich, by w ogóle do Wiednia przyjechali. Wybory prezydenckie, które odbyły się w czerwcu w Iranie, zostały przez nich wykorzystane do maksymalnego odsunięcia w czasie powrotu do stołu rozmów. Wszystko po to, by w czasie nieobowiązywania umowy rozwijać program nuklearny. Do dziś żadnych postępów w negocjacjach zresztą nie osiągnięto. Nie można się temu dziwić. Irańczycy nie zaczęli ich po to, by się z kimkolwiek dogadać. Chcą tylko prowokować, przede wszystkim Amerykanów. Na domiar złego wysunęli absurdalne żądania. Chcą, by wszystkie sankcje nałożone po wycofaniu się USA z umowy zostały natychmiastowo zniesione. Do żadnego przełomu w Wiedniu więc nie dochodzi. Z tego względu bardziej powinna martwić nas sytuacja w samym Iranie. Nawet w czasie trwania rozmów rząd w Teheranie kontynuuje wzbogacanie uranu. Wszyscy intensywnie pracują, by jak najszybciej umożliwić budowę bomby nuklearnej.
Uda im się tę broń wkrótce skonstruować?
Według agencji wywiadowczych wielu państw Iran zbliżył się do poziomu państwa subnuklearnego. To znaczy, że zdobył już wszystkie części niezbędne do budowy broni. Teraz potrzebna jest już tylko decyzja polityczna ajatollaha Alego Chameneiego, by zebrać je wszystkie w jednym miejscu i połączyć. Są dwie możliwości: albo stworzą broń, która będzie głowicą pocisku, albo bombę przenoszoną przez samoloty. Kiedy taki rozkaz się pojawi, Irańczycy będą mogli powiedzieć, że w ciągu tygodnia czy miesiąca zaprezentują bombę światu.
Reklama
Gdyby Iran wszedł w posiadanie broni jądrowej, jak powinien zareagować Izrael?
Nie będziemy tego tolerować. Nie możemy żyć obok kraju, który posiada broń nuklearną. Nawet w sytuacji, kiedy jesteśmy zapewniani, że Teheran nie zrzuci bomby na Izrael, nikt nie zgodzi się, by nasze losy i przyszłość zależały od widzimisię Irańczyków. Gdyby w dowolnym momencie zmienili zdanie i zdecydowali się na atak, oznaczałoby to koniec Państwa Izrael. Przestalibyśmy istnieć w sekundę po zrzuceniu bomby na nasze głowy. To zagrożenie egzystencjalne. To nie to samo, co zakup nowego samolotu czy jakiegokolwiek innego uzbrojenia. Czy wyobraża sobie pani, że mielibyśmy każdego ranka budzić się, zastanawiając, czy Teheran postanowi nas dziś zaatakować? Zresztą to ograniczałoby nas także na innych polach. Gdyby doszło do konfliktu między Izraelem a Hezbollahem i nasze władze zdecydowałyby się na inwazję południowego Libanu, od razu otrzymalibyśmy wiadomość z Teheranu z przypomnieniem, że są w posiadaniu broni jądrowej. To byłby straszak. Nie użyliby jej, ale związaliby nam ręce. Nie moglibyśmy podjąć żadnych działań przeciwko Hezbollahowi, rozwiązać własnych problemów w regionie bez ingerencji Iranu.
Rozmawiała Karolina Wójcicka