Miliony uchodźców, dziesiątki tysięcy zabitych, tysiące zniszczonych jednostek sprzętu. A do tego całe wioski, czasem miasteczka praktycznie zrównane z ziemią. Tak intensywnej wojny u naszych sąsiadów nie spodziewał się prawie nikt. Choć na kilka tygodni przed 24 lutego Amerykanie ostrzegali zachodnich sojuszników o bardzo prawdopodobnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, to jednak większość ekspertów przewidywała co najwyżej ataki rakietowe na kluczową infrastrukturę i intensyfikację walk na Donbasie. Ale mimo pełnoskalowej wojny, w którą zaangażowani są nasi sąsiedzi – broniąca się Ukraina, agresywna Rosja i pomagająca jej Białoruś – można dziś zaryzykować twierdzenie, że w kwestii bezpieczeństwa sytuacja Polski jest lepsza niż jeszcze na początku roku. Dowodów można szukać w co najmniej kilku obszarach.

W jedności siła

Przede wszystkim Zachód, a szczególnie Sojusz Północnoatlantycki, się nie rozsypał, co przed rosyjską inwazją wcale nie było oczywiste. Przez kilka lat mówiło się o kryzysie NATO. Na to wskazywały m.in. wypowiedzi Donalda Trumpa o tym, że organizacja jest przestarzała, czy Emmanuela Macrona o śmierci mózgowej tej organizacji. Warto też przypomnieć, że termin rosyjskiej agresji był dobrze dobrany. Stany Zjednoczone wciąż przeżywały swój blamaż z powodu wycofywania się z Afganistanu w sierpniu 2021 r. Niemcy były tuż po zmianie władzy, Olaf Scholz nie miał większego doświadczenia w roli kanclerza. Macron walczył we Francji o reelekcję, a Wielka Brytania przez cały czas wychodziła z szoku po brexicie. No i cały Zachód wciąż zmagał się jeszcze z pandemią COVID-19. Mimo to odpowiedź na agresję już w pierwszych tygodniach była zdumiewająca. – Rosjanie się rozbijają o twardych Ukraińców i o zjednoczony, coraz bardziej przekonany o swojej sile i wartościach Zachód. Tego wcześniej nie było. Ten zjednoczony Zachód jest też dużo większym problemem dla Chin, niż było to jeszcze miesiąc temu – wyjaśniał już w marcu Michał Baranowski, dyrektor biura German Marshall Fund w Warszawie. – Jeśli spojrzymy na Szczyt dla Demokracji przeprowadzony przez prezydenta Joego Bidena w grudniu 2021 r., to pokazywał on pewne aspiracje, a nie rzeczywistość. Miałem wtedy wrażenie, że nie wszyscy uczestnicy są do niego przekonani. Teraz, gdy rozmawiam z koleżankami i kolegami w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu czy Brukseli i Warszawie, a nawet do pewnego stopnia w Kijowie, widzę to poczucie jedności. I siły – dodawał analityk.
Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" lub na eGDP.
Reklama