Przywódcy palestyńskiej organizacji terrorystycznej Hamas, która 7 października dokonała brutalnego ataku na Izrael, wezwali społeczeństwa arabskie i muzułmańskie, aby solidaryzowały się z jej działaniami przeciwko „okupacji izraelskiej”. Zaapelowali o „dzień gniewu” w piątek.

„Był odzew po stronie społeczeństwa, ludzie wyszli na ulice. Były zamieszki. W Niemczech mieliśmy najpierw protesty wyrażające poparcie dla działań Hamasu, zanim Niemcy zakazali tego rodzaju demonstracji. W Anglii, w Londynie, były nie tylko demonstracje, ale doszło też do zamieszek” – ocenia ekspertka PISM.

„Zamieszki i masowe demonstracje poparcia dla Palestyny mamy też w innych państwach z dużymi społeczeństwami muzułmańskimi, na przykład w Indiach czy Malezji” – zaznacza analityczka.

Według Nowackiej największego problemu z demonstracjami można się spodziewać we Francji, ponieważ mieszka tam duża społeczność algierska, a władze Algierii w zasadzie nie krytykowały Hamasu za atak z 7 października, lecz koncentrowały się na wykazaniu, że jego działania wynikają z izraelskiej okupacji palestyńskich terytoriów.

Reklama

Jej zdaniem apel o „dzień gniewu” ze strony organizacji terrorystycznej może być odczytany jako wezwanie do przemocy także przez osoby mieszkające za granicą. „Ta złość, działania przemocowe i zachęcanie do przemocy nigdy nie kończyły się na samym Izraelu, ale dotyczyły wszystkich podmiotów postrzeganych przez Hamas jako wspierające Izrael (…) Na pewno nigdy nie powiedzieliby +gniewamy się tylko na Izrael+" – wyjaśnia.

Ekspertka podkreśla, że działania i narracja Hamasu są „destabilizujące i eskalacyjne”. Są też „absolutnie wrogie Zachodowi”, przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, ale też państwom europejskim, w tym zwłaszcza Wielkiej Brytanii, które postrzegane są jako podmioty, które doprowadziły do powstania Izraela.

Państwa zachodnie zdają sobie sprawę, że po wezwaniu do „dnia gniewu” istnieje „spore ryzyko podniesionych napięć i ulicznej przemocy” z udziałem ludzi, którzy popierają działania Hamasu, ale też takich, którzy radykalnie popierają Izrael albo należą do ugrupowań antyimigranckich lub antymuzułmańskich – ocenia ekspertka.

„Mamy reakcje władz państw zachodnich. Zakazuje się wyrażania poparcia dla Hamasu. We Francji ma to jeszcze mocniejszy wydźwięk, bo zakazuje się w ogóle demonstracji propalestyńskich, a nie tylko takich związanych z Hamasem” – dodaje Nowacka.

W jej ocenie zakazywanie wszelkich demonstracji propalestyńskich jest jednak ryzykowne, ponieważ „nie jest tak, że Palestyńczycy przez ostatnie lata nie cierpieli z powodu działań Izraela, absolutnie niezgodnych z prawem międzynarodowym i ustaleniami szeroko pojętego procesu pokojowego pomiędzy Izraelem a Palestyną”.

Analityczka ocenia jednak, że skoro europejskie służby zakazują takich protestów, to będą teraz funkcjonować w podniesionej gotowości. „Nie spodziewałabym się większej destabilizacji ani masowych demonstracji, które będą w stanie na dużą skalę zakłócić spokój” – mówi.(PAP)