Licząca ok. 11 mln mniejszość ujgurska znalazła się w tym tygodniu w oku dyplomatycznego cyklonu. Stało się tak po tym, jak Stany Zjednoczone do spółki z Unią Europejską oraz Wielką Brytanią i Kanadą nałożyły sankcje na przedstawicieli Komunistycznej Partii Chin zaangażowanych w rozbudowę aparatu bezpieczeństwa w regionie autonomicznym Sinciang, który zamieszkują Ujgurzy. W odpowiedzi Chiny nałożyły własne sankcje, m.in. na posłów do Parlamentu Europejskiego. W efekcie w opałach znalazła się umowa inwestycyjna między Brukselą i Pekinem, której negocjacje dopiero się zakończyły (teraz musi zostać ratyfikowana przez Parlament Europejski).

To tylko reedukacja

Głównym elementem prześladowań Ujgurów jest system obozów, nazywany czasem gułagiem z Sinciangu. Według różnych szacunków od kwietnia 2017 r. przewinęło się przez niego od 800 tys. do 2 mln osób. To znaczy, że przez ostatnie cztery lata na przymusowy pobyt do jednego z 1200 takich obiektów zesłany został prawie co szósty Ujgur. Oprócz tego trafiają tam również przedstawiciele innych muzułmańskich mniejszości, w tym Kazachowie i Uzbecy.
Pierwsze obozy powstały w 2014 r., ale system zaczął się rozwijać na dobre w 2017 r., gdy regionalnym szefem Komunistycznej Partii Chin został Chen Quanguo, który wcześniej piastował identyczne stanowisko w Tybecie.