W rosyjskiej przewrotności jest coś fascynującego. Państwo, które zgromadziło ponad 100 tys. żołnierzy u granic Ukrainy, a wcześniej anektowało Krym i wywołało separatyzm na Donbasie, w pierwszych słowach projektu porozumienia z USA o nowym ładzie bezpieczeństwa światowego powołuje się… na Kartę Narodów Zjednoczonych, Akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Deklarację z Manili z 1982 r. i kilka innych kluczowych źródeł prawa międzynarodowego. Rosja, która pogwałciła to prawo, naruszając suwerenność Ukrainy i która od kilku lat prowadzi nieregularną wojnę z Zachodem, nie wahając się przed użyciem broni chemicznej (Wielka Brytania) czy przed próbą zabójstwa lidera państwa finalizującego swój akces do NATO (Czarnogóra) – jakby nigdy nic chce powrócić do świata reguł, które sama niszczy. Liczy, że ten świat wyprawi jeszcze na jej cześć przyjęcie. Tak jak w przypadku Akakiusza Kamaszkina z opowiadania „Szynel”.
Poziom bezczelności opublikowanego w piątek na stronach rosyjskiego MSZ projektu umowy USA–Rosja jest bez precedensu.