Jak doszło do tak poważnego błędu w kalkulacjach? – zastanawia się Brian Klaas na łamach portalu The Atlantic.

Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć ekosystemy władzy i informacji wokół dyktatorów. Przez ponad dziesięć lat Klaas badał despotów na całym świecie i przeprowadzał z nimi wywiady. Jak pisze, w swoich badaniach nieustannie spotyka się z mitem mądrego siłacza, racjonalnego, wyrachowanego despoty, który potrafi prowadzić długą grę, ponieważ nie musi się martwić o sondaże ani o wściekłych wyborców. Zgodnie z tym poglądem nasi wybrani przywódcy nie mogą się równać z tyranem, który sięga wzrokiem do kolejnej dekady, zamiast martwić się o przyszłoroczne wybory. Rzeczywistość nie przystaje do tej teorii.

Pułapka dyktatora prowadzi do upadku

Autokraci, tacy jak Putin, w końcu ulegają temu, co można nazwać „pułapką dyktatora”. Strategie, które stosują, aby utrzymać się u władzy, prowadzą do ich ostatecznego upadku. Zamiast być planistami długoterminowymi, wielu z nich popełnia katastrofalne błędy krótkoterminowe – takie, których prawdopodobnie można by uniknąć w systemach demokratycznych. Słuchają jedynie pochlebców i otrzymują złe rady. Nie rozumieją swoich obywateli. Nie dostrzegają nadchodzących zagrożeń, aż w końcu jest za późno. I w przeciwieństwie do wybranych przywódców, którzy odchodzą z urzędu, by się bogacić, czytać książki i prowadzić lukrowany tryb życia męża stanu, wielu dyktatorów, którzy popełnili błąd w obliczeniach, odchodzi z urzędu w trumnie.

Reklama

Kultura strachu ma swoją cenę

Despoci zasiewają ziarna własnego upadku już na początku, kiedy po raz pierwszy stają przed wyborem między pozwoleniem na swobodę wypowiedzi a utrzymaniem żelaznej kontroli nad władzą. Po objęciu władzy w pałacu tłumienie sprzeciwu i więzienie przeciwników jest często racjonalne z punktu widzenia dyktatora: tworzy to kulturę strachu, która jest przydatna do ustanowienia i utrzymania kontroli. Ale ta kultura strachu ma swoją cenę.

Dla tych z nas, którzy żyją w liberalnych demokracjach, krytykowanie szefa jest ryzykowne, ale nie grozi nam wywózka do gułagu ani torturowanie rodziny. W reżimach autorytarnych to aż nazbyt realne ryzyko. Czy doradcom autorytarnym opłaca się kiedykolwiek mówić prawdę władzy?

W rezultacie despotom rzadko mówi się, że ich głupie pomysły są głupie, albo że ich nieprzemyślane wojny mogą okazać się katastrofalne w skutkach. Szczera krytyka to śmiertelnie niebezpieczna gra, dlatego większość doradców jej unika. Ci, którzy ośmielają się mówić, w końcu przegrywają i są usuwani. Z czasem więc doradcy, którzy pozostają, to zazwyczaj ludzie, którzy zachowują się jak klakierzy, potakując, gdy despota nakreśla jakiś szalony plan.

Tyran nigdy nie może zaufać

Nawet mając takich pozornie lojalnych doradców, despoci stają przed dylematem. Jak można ufać lojalności świty, która ma wszelkie powody, by kłamać i ukrywać swoje myśli? Starożytny grecki filozof Ksenofont tak pisał o tym nieuchronnym paradoksie tyranii: „Tyran nigdy nie może ufać, że jest kochany (...), a spiski przeciwko tyranom wybuchają właśnie wśród tych, którzy udają, że kochają ich najbardziej”.

Aby rozwiązać ten problem, despoci tworzą testy lojalności, które mają oddzielić prawdziwych wyznawców od udawaczy. Aby zyskać zaufanie, doradcy muszą kłamać w imieniu reżimu. Ci, którzy powtarzają absurdalne stwierdzenia bez mrugnięcia okiem, są uznawani za lojalnych. Każdy, kto się waha, jest uważany za podejrzanego.

Jak rodzi się kult jednostki?

Na przykład w Korei Północnej Kim Dzong Una kłamstwa stają się coraz bardziej niedorzeczne. Gdy kłamstwo staje się powszechnie akceptowane, wartość tego indywidualnego testu lojalności spada. Kiedy już wszyscy wiedzą, że Kim Dzong Un nauczył się prowadzić samochód, mając zaledwie trzy lata, musi pojawić się nowe, bardziej ekstremalne kłamstwo, aby test spełnił swoją rolę. Cykl się powtarza i rodzi się kult jednostki.

Wielu ludzi z otoczenia Putina rozumiało tę dynamikę, dlatego też byli skłonni papugować niewiarygodne twierdzenie Putina, że żydowski prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełeński, kieruje państwem „neonazistowskim”. (Takie mitotwórstwo może się zdarzyć również w demokracjach, jeśli mamy przywódcę w stylu autorytarnym. Weźmy pod uwagę, jak wielu republikanów poparło kłamstwa Donalda Trumpa na temat wyborów w 2020 roku).

Jednak aby utrzymać się u władzy, despoci muszą martwić się nie tylko o swoich doradców i kumpli. Muszą również zdobywać, zastraszać lub wymuszać na ludności. Dlatego dyktatorzy inwestują w sponsorowane przez państwo media. W Rosji państwo posuwa się nawet do wystawiania fałszywych kandydatów na prezydenta, którzy udają, że sprzeciwiają się Putinowi w sfałszowanych wyborach. Cały ten system to potiomkinowska wioska – iluzja wyboru i debaty politycznej.

Dyktatorzy zaczynają wierzyć we własne kłamstwa

I znowu, ten mechanizm kontroli ma swoją cenę. Niektórzy obywatele poddani praniu mózgu przez państwową propagandę poprą wojnę, która z pewnością skończy się fiaskiem. Inni prywatnie sprzeciwiają się reżimowi, ale boją się powiedzieć o tym głośno. W rezultacie wiarygodne badania opinii publicznej nie istnieją w autokracjach. (Rosja nie jest tu wyjątkiem). Oznacza to, że despoci tacy jak Putin nie są w stanie dokładnie poznać postaw własnego narodu.

Jeśli żyjesz w fałszywym świecie wystarczająco długo, może on zacząć wydawać się prawdziwy. Dyktatorzy i despoci zaczynają wierzyć we własne kłamstwa, powtarzane i propagowane przez kontrolowane przez państwo media. To może pomóc wyjaśnić, dlaczego ostatnie przemówienia Putina wyróżniały się jako nieokiełznane tyrady. Z pewnością jest możliwe, że jego umysł uległ własnej propagandzie, tworząc wypaczony światopogląd, w którym inwazja na Ukrainę była, jak to ujął Trump, niezwykle „mądrym” posunięciem.

Badania psychologiczne wykazały, że ryzyko błędnej kalkulacji jest tym większe, że władza dosłownie uderza do głowy – także w kluczowy sposób, który może być istotny dla wyjaśnienia kosztownej rozgrywki Putina na Ukrainie. Im dłużej ktoś jest u władzy, tym bardziej zaczyna mieć poczucie tak zwanej „iluzorycznej kontroli”, czyli błędnego przekonania, że może kontrolować wyniki w znacznie większym stopniu, niż jest to możliwe w rzeczywistości. To złudzenie jest szczególnie niebezpieczne w dyktaturach, w których praktycznie nie ma kontroli i równowagi, nie ma limitów kadencji ani wolnych wyborów, które mogłyby odsunąć kogoś od władzy.

Niektórzy eksperci od Rosji, tacy jak Fiona Hill, sugerowali ostatnio, że Putin spędził większą część pandemii w izolacji i samotności, przeglądając stare mapy utraconego rosyjskiego „imperium”. Można sobie wyobrazić, jak te czynniki przekonały Putina, że jego brutalny błąd na Ukrainie był dobrym pomysłem.

Czy ktoś ostrzeże Putina przed zamachem stanu?

Aby zmiażdżyć potencjalnych wrogów, despoci muszą wymagać lojalności i rozprawiać się z krytyką. Ale im bardziej to robią, tym gorsza jest jakość informacji, które otrzymują, i tym mniej mogą ufać ludziom, którzy rzekomo mają im służyć. W rezultacie, nawet jeśli urzędnicy państwowi dowiedzą się o spiskach mających na celu obalenie autokraty, mogą nie podzielić się tą wiedzą. Oznacza to, że autorytarni prezydenci mogą dowiedzieć się o próbach zamachów stanu i puczach dopiero wtedy, gdy będzie już za późno. W związku z tym pojawia się pytanie, które powinno spędzać Putinowi sen z powiek: czy gdyby oligarchowie w końcu podjęli działania przeciwko niemu, ktoś by go ostrzegł?

Putin nie jest głupcem. Jednak debatując nad możliwymi zakończeniami wojny na Ukrainie, nie powinniśmy się oszukiwać. Putin, podobnie jak wielu despotów, nie zachowuje się w pełni racjonalnie. Żyje w świecie fantazji, otoczony ludźmi, którzy boją się rzucić mu wyzwanie, a jego umysł został zatruty przez ponad dwie dekady tyranii. Popełnił katastrofalny błąd na Ukrainie – błąd, który może okazać się jego upadkiem.

Demokracja nie jest doskonała. Jet chaotyczna, może być krótkowzroczna. Wiele potężnych demokracji, w tym Stany Zjednoczone, jest dysfunkcyjnych. Ale przynajmniej nasi przywódcy muszą stawiać czoła realnym ograniczeniom, reagować na błędne decyzje i spotykać się z krytyką ze strony społeczeństwa. A co najważniejsze, istnieje wbudowany mechanizm umożliwiający zastąpienie naszych przywódców, gdy zaczynają zachowywać się nieracjonalnie lub nieodpowiedzialnie. Dlatego właśnie nadszedł czas, by porzucić mit „mądrego” siłacza czy dyktatora będącego geopolitycznym „geniuszem”. Putin padł ofiarą pułapki dyktatora i udowodnił, że nie jest ani jednym, ani drugim.

Brian Klaas jest profesorem polityki globalnej na University College London, felietonistą The Washington Post i gospodarzem podcastu Power Corrupts. Jest autorem książki „Corruptible: Who Gets Power and How It Changes Us”.