Rosyjski pisarz znany jest z krytycznych ocen wobec władz swojego kraju; ministerstwo sprawiedliwości Rosji umieściło go w spisie tzw. zagranicznych agentów. Wiktor Szenderowicz opuścił już swój kraj i obecnie mieszka w Polsce.

Podczas środowego spotkania z miłośnikami jego twórczości i wszystkimi zainteresowanymi bieżącymi wydarzeniami politycznymi, opowiedział między innymi o sposobach, jakimi radzi sobie z emocjami. "Śmiech to normalna, ludzka reakcja obronna. (...) Kiedyś sfomułowałem to (w poście) na Facebooku, kiedy pytałem, czy ktoś ma lek na rozpacz. Ale później uświadomiłem sobie, to ja jestem tym lekiem. Staram się nie wpadać w tę rozpacz, ale nie zawsze mi się to udaje" - przyznał publicysta.

Jak podkreślił, wybuch wojny w Ukrainie dogłębnie nim wstrząsnął. "Po 24 lutego przez tydzień byłem niemy, nie mogłam nic pisać; była to utrata zmysłów z emocji" - przyznał Szenderowicz. Jak dodał, choć już od 30 lat komentuje rosyjską rzeczywistość polityczną, to widzi, jak wielkie zmiany zachodzą w tej materii; dlatego kilkanaście lat temu zaprzestał już prowadzenia programu satyrycznego w radiu Echo Moskwy. Jak ocenił, "to, w czym żyjemy dzisiaj, to prawdziwie historyczny czas; czas bardzo dramatyczny i niebezpieczny". Mówiąc o trwającej w Ukrainie wojnie, wskazał też na sytuację mieszkańców kraju agresora. "W ciągu ostatniego miesiąca prawie pół miliona osób uciekło z Rosji. Tego nie było przez stulecie" - ocenił opozycjonista.

Pisarzy pytany był też o to, jak czuje się z tym, że rosyjska kultura - jako pochodząca z kraju najeźdźcy - może być odrzucana w świecie. "Kultura jest zakładniczką ustroju politycznego. Obserwujemy dzisiaj agonię imperium, które może pociągnąć za sobą do grobu kulturę i cywilizację" - podkreślił satyryk. Ponadto wskazał, że kilka razy został już obrażony za to, że posługuje się swoim ojczystym językiem. "Emocjonalnie wszystko rozumiem, nie komentuję, nawet nie protestuję. (...) Proces przywracania do normy kultury i języka rosyjskiego będzie trwał dziesięciolecia, jak to było w Niemczech" - dodał.

Reklama

Odnosząc się z kolei to kwestii winy zbiorowej, która miałaby spaść na cały naród rosyjski, skutkując na przykład negatywnym stosunkiem do języka, ocenił, że "wszyscy mówimy w językach, w których rozmawiają jacyś mordercy". "Wina jest rzeczą personalną, indywidualną. Wina zbiorowa to rzecz szkodliwa, bo gdy jako zbiorowość mówimy: jesteśmy winny, to zdejmujemy winę z przestępców" - powiedział Szenderowicz. Jego zdaniem należy oddzielić od siebie kwestie winy i odpowiedzialności. "Zbiorową odpowiedzialność my, Rosjanie będziemy nieśli, i nikt nie będzie nas o to pytał, bo historia jest niesprawiedliwa, nie interesuje ją sprawiedliwość odnośnie (konkretnego) człowieka. Ale sprawiedliwe jest to, że naród rosyjski zostanie pokarany co najmniej za swoje lenistwo duchowe" - przyznał.

Komentując z kolei prognozy dla dalszych losów swojego kraju, Szenderowicz ocenił, że najgorszą sytuacją byłaby niekorzystna stabilizacja, czyli sytuacja, w której "Putin ocaleje, będzie lizał rany i szukał dziur w (nakładanych na kraj) sankcjach". "To byłoby najgorsze dla Rosji, bo cały ten system zostanie wtedy zakonserwowany, a Rosja zamieni się w północny Turkmenistan, będzie gniła i nastanie stagnacja" - zaznaczył opozycjonista. "Wydaje mi się, że logiczne jest, iż to właśnie Ukraina stała się tą, która pochowa rosyjski reżim" - podsumował.

Podczas spotkania Szenderowicz przeczytał fragmenty swoich dramatów pt. "Imiennik Schweitzera", "Piotruś", "Koncepcja" i "Zobaczyć Salisbury", a także miniatury z książki pt. "Rodzynki z bułki".(PAP)

autorka: Nadia Senkowska