Nieoczekiwane ochłodzenie relacji polsko-ukraińskich zaowocowało u nas dwiema skrajnymi narracjami. W mediach liberalnych oraz lewicowych mnożą się głosy, że to pisowski rząd zniszczył te stosunki z powodów wyborczych – wabiąc antyukraińską część swojego elektoratu oraz wyborców Konfederacji. Czasem pisze się też o grze na rolników. Pewien bloger żalił się nawet, że to tylko kilka procent wyborców, których PiS powinien zignorować – oferując w zamian Polakom tańszą żywność.

Tę opowieść wsparł Donald Tusk. Po podtrzymaniu przez Polskę barier na ukraińskie zboże oznajmił, że rząd zdecydował się na zaostrzenie relacji z Kijowem z powodów wyborczych. – Morawiecki miota się w sprawie Ukrainy od ściany do ściany – orzekł z kolei były szef MSZ Radosław Sikorski. On już wcześniej obwiniał PiS o to, że swoimi zapowiedziami ochrony polskiego rolnika „odpycha Ukrainę”.

Narracja druga, która kojarzy mi się z kręgami bliskimi Konfederacji czy z pismem „Do rzeczy”, jest pełna satysfakcji. Polityka rządu, ale także ekscytacje opozycji były w tym ujęciu od początku naiwne, oparte na wierze w trwałą przyjaźń z sąsiadem. My przestrzegaliśmy, powtarzają kręgi, które w przeszłości miały pretensje o rzekome podporządkowanie polskich interesów ukraińskim.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU DGP I NA E-DGP

Reklama