W czwartek b. prezydent publicznie wezwał kongresmenów, by nie akceptowali porozumienia, jeśli nie otrzymają wszystkiego, czego żądają.

"Nie sądzę, że powinniśmy zawierać jakiegokolwiek porozumienia w sprawie granicy, jeśli nie dostaniemy WSZYSTKIEGO potrzebnego do powstrzymania INWAZJI milionów i milionów ludzi, wielu z nieznanych stron, na nasz kiedyś wielki i wkrótce znowu wielki kraj" - napisał w czwartek Trump na swoim portalu społecznościowym.

Odniósł się w ten sposób do prowadzonych w Senacie negocjacji na temat ustawy, m.in. łączącej zmiany zaostrzające zasady ubiegania się o azyl z pakietem środków na pomoc dla Ukrainy, Izraela i państw Indo-Pacyfiku.

Choć Republikanie uzależniali zgodę na pomoc dla Ukrainy od zgody Demokratów na restrykcje na granicy, to w miarę posuwania się rozmów naprzód i ustępstw ze strony Demokratów, republikańscy kongresmeni coraz głośniej sygnalizowali, że odrzucą negocjowany kompromis. Jak donosi m.in. CNN i portal Hill, jest to efekt presji, jaką za kulisami były prezydent wywiera na polityków partii.

Reklama

Trump ma przekonywać, by nie dawać Joe Bidenowi politycznego zwycięstwa w roku wyborczym, zwłaszcza że kwestia kryzysu na granicy jest głównym argumentem używanym przez Republikanów przeciwko prezydentowi w kampanii wyborczej.

Jednym z celów kampanii nacisków Trumpa ma być spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, który przyznał, że regularnie konsultuje się z byłym prezydentem, choć zaprzeczał, by ten "wykręcał mu ręce". Według portalu Punchbowl News, Johnson miał powiedzieć na zamkniętej telekonferencji z kongresmenami, że Kongres będzie mógł rozwiązać kryzys na granicy dopiero, gdy Trump wróci do Białego Domu. Po środowym spotkaniu z prezydentem Bidenem, przewodniczący Izby nieco zmienił ton i nie wykluczył porozumienia, choć zaznaczył, że musi dojść do "znaczących" zmian na granicy.

Według "Washington Post", ingerencja Trumpa w negocjacje - które zbliżają się do końca i mogą zaowocować głosowaniem w Senacie już w przyszłym tygodniu - irytuje część republikańskich senatorów, którzy uważają że mają obecnie niepowtarzalną szansę na znaczące zaostrzenie reżimu na południowej granicy. Uważają oni, że nawet jeśli Trump wygra wybory w listopadzie, to tylko utrudni to, a nie ułatwi uzyskanie ustępstw od Demokratów, bez których nie da się przeprowadzić reform.

"Do tych, którzy myślą, że jeśli prezydent Trump wygra - co mam nadzieję nastąpi - to dobiją lepszego targu: nie zrobicie tego. W Senacie Stanów Zjednoczonych potrzeba 60 głosów" - oznajmił lider republikańskiej mniejszości w Senacie MitchMcConnell. Główny negocjator Republikanów James Lankford przyznał z kolei, że w partii "są niektórzy, którzy mówią +hej, nie chcemy, by Biden zdobył uznanie za zrobienie czegokolwiek w sprawie granicy+".

"Bez wątpienia, są niektórzy ludzie, którzy nie chcą żadnego rozwiązania problemu, bo myślą, że to pomoże drugiej stronie. Myślisz, że Donald Trump ma wpływ na politykę? O tak" - powiedział z kolei senator Republikanów Mitt Romney.

Jak zauważa portal Hill, sytuacja stawia spikera Johnsona w trudnej sytuacji, zwłaszcza że po odejściu z Izby szeregu kongresmenów, większość Republikanów w Izbie skurczyła się do dwóch głosów, a politycy skrajnego skrzydła grożą mu usunięciem z urzędu - tak jak zrobili to w przypadku jego poprzednika Kevina McCarthy'ego, który również miał zawrzeć porozumienie z Bidenem na temat pomocy dla Ukrainy.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)