To miała być formalność, bo porozumienie w sprawie regulacji pomiędzy PE a rządami zostało zawarte w październiku ub.r. W ostatnim momencie głosowanie zostało jednak zdjęte z harmonogramu przez szwedzką prezydencję i odłożone na czas nieokreślony.
Jako pierwszy z wcześniejszych ustaleń wyłamał się Rzym. Minister transportu Matteo Salvini już pod koniec 2022 r. zarzucał planom UE ideologiczny charakter i podnosił obawy o miejsca pracy w przemyśle. Ale same Włochy, nawet z poparciem Polski i Bułgarii, nie byłyby w stanie zablokować uzgodnionych przepisów. Kluczowe okazało się stanowisko Berlina, który – pod wpływem probiznesowej FDP – ogłosił nagle, że zakazu w obecnym kształcie nie poprze. Przełomu nie przyniosły niedzielne rozmowy ostatniej szansy kanclerza Olafa Scholza i przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen. I choć sprawa budzi kontrowersje wewnątrz niemieckiej koalicji rządowej, możliwość braku głosu za projektem ze strony Niemiec zmienia układ sił w UE i sprawia, że ryzyko fiaska w głosowaniu stało się realne. Tym bardziej że nie ma pewności, jak w tej sytuacji zagłosuje Francja, która też ma wobec zakazu zastrzeżenia.
W Warszawie taki rozwój sytuacji spotka się zapewne z entuzjazmem.
Reklama