Ukraińcy ograniczają produkcję rosyjskiej ropy

Ostatnie dni przyniosły ukraińskie ataki dronowe na rosyjskie rafinerie, co zmniejszyło moce produkcyjne. Dorota Sierakowska, analityczka DM BOŚ, zauważa w rozmowie z Forsal.pl, że obecnie po rynku krążą szacunki, że ostatnie ataki przyczyniły się do spadku produkcji w rafineriach o ok. 900 tys. baryłek ropy dziennie. To dużo, bo to niecałe 1 proc. globalnej produkcji. - Ograniczenia podaży mogą być duże, co przyczynia się do wzrostu cen ropy na rynkach. Nakłada się to na zobowiązania Rosjan w ramach OPEC+ - Moskwa i tak miała ciąć produkcję, więc te efekty się na siebie nakładają. Nie jest jeszcze jasne, czy przerwy prac w rafineriach będą przez Rosję wliczane w ograniczenia podaży, przez co nie będzie dalszych ograniczeń produkcji, czy niekoniecznie – mówi ekspertka.

Zgadza się z tym Jakub Bogucki, analityk e-Petrol.pl. - Ukraińskie ataki na rosyjskie rafinerie robią na nas wrażenie teraz, ale płyną do nas sygnały, że nie podoba się to Amerykanom, bo winduje to ceny ropy na świecie. Z tego powodu te ataki w przyszłości nie powinny się często powtarzać. Nikt nie wie, ile zajmie naprawa rafinerii, ponieważ jest to uzależnione od pomocy technicznej z Zachodu. Tym bardziej, że zostały zaatakowane kolumny destylacyjne, kluczowe elementy w rafinerii, najtrudniejsze do naprawy z technicznego punktu widzenia - zauważa.

Reklama

- Bez rosyjskiej ropy globalna układanka się nie domyka. To nie jest tak, że skoro my nie kupujemy rosyjskiej ropy, to ten problem nas nie dotyczy. Dlatego ropa podrożeje dla wszystkich – dodaje ekspert.

Konflikt Izrael-Hamas a ceny ropy

Kolejnym czynnikiem jest sytuacja w związku z konfliktem na linii Izrael-Hamas, która zmienia się jak w kalejdoskopie. - Za każdym razem kiedy słyszymy, że nadchodzi rozejm, ceny spadają, a kiedy wizja ta się oddala, ceny ponownie rosną. Teraz istnieje duże prawdopodobieństwo, że konflikt ten będzie się przedłużał, co przyczynia się do wzrostu cen, ponieważ wznieca to obawy o destabilizację sytuacji na Bliskim Wschodzie. W dalszym ciągu istnieją obawy, że ataki Huti na Morzu Czerwonym będą nadal trwać – mówi Dorota Sierakowska. Zauważa ona, że potencjalny rozejm mógłby wpłynąć na to, że jemeńskie bojówki zakończyłyby ostrzał.

Spór na linii Ankara-Bagdad

Od roku trwa także mniej medialny konflikt na linii Turcja-Irak. Pod koniec marca ubiegłego roku zablokowany został ropociąg transportujący ropę z północnego Iraku, czyli z Kurdystanu, przez Turcję. Odbyło się to na mocy wyroku sądu międzynarodowego, by Turcja zablokowała eksport 450 tys. baryłek dziennie tą trasą, ze względu na fakt, że Turcy eksportowali ropę na mocy porozumienia bezpośrednio z Kurdami, omijając przy tym Bagdad. - Konflikt pomiędzy Bagdadem a Ankarą sprawia, że od roku transport irackiej ropy przez terytorium Turcji praktycznie nie funkcjonuje i nie wiadomo, kiedy zostanie wznowiony. O ile spór ten toczy się w tle wojny Izraela z Hamasem, to bardziej bezpośrednio wpływa na podaż ropy naftowej – tłumaczy Dorota Sierakowska w rozmowie z Forsal.pl.

Sytuacja w Chinach

Zdaniem ekspertki spowolnienie gospodarcze Chin jest oczywiste, ale rząd w Pekinie zapowiada, że będzie wspierać i stymulować gospodarkę. - Na razie inwestorzy wyczekują na rozwój sytuacji. Wokół Chin obecnie panuje ostrożny optymizm. Cierpi tam wciąż branża budowlana, spowalnia PKB, ale mimo wszystko panuje przekonanie, że rządowe programy stymulacyjne będą wspomagać popyt na ropę naftową – mówi analityczka DM BOŚ.

- Zapowiedzi o powrocie chińskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu trwają już od roku. Na razie żyjemy w strefie prognoz, bo fakty tego nie potwierdzają – zgadza się Jakub Bogucki.

Ile zapłacimy za paliwo?

Według niego najbliższe tygodnie są dość łatwe do przewidzenia: – Paliwa na stacjach będą drożeć, ale nie rewolucyjnie. Obecnie za litr benzyny trzeba zapłacić ok. 6,43 złotych, w okresie świątecznym możliwe jest, że ceny dojdą średnio do 6,50 złotych. Mimo wszystko nie jest to cena zaporowa dla polskich kierowców - uważa.

Czy ceny paliw spadną do 5,19 złotych, jak obiecywał obecny rząd? Bogucki podkreśla, że kiedy przychodzi do rządzenia i konkretów makroekonomicznych, okazuje się, że to nie jest takie proste. - Aby tak się stało, musielibyśmy wejść w spór prawny z Komisją Europejską i znieść podatek VAT, opłatę akcyzową czy paliwową. Warto traktować to tylko jako przedwyborczą anegdotę - przekonuje.

- 2024 r. może być dobry dla rynków surowców przede wszystkim ze względu na słabość dolara. Mamy zapowiedzi obniżki stóp procentowych w USA, więc na tej fali ceny wszystkich surowców, w tym ropy, mogłyby iść w górę. W perspektywie kilku tygodni cały czas będą się tlić kwestie geopolityczne. Mamy kilka przewidywalnych czynników, jak amerykańska polityka monetarna, wzrost gospodarczy, czy nawet polityka OPEC, ale mamy też kwestie nieprzewidywalne, jak konflikty zbrojne, przede wszystkim w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, które będą targać cenami ropy – podsumowuje z kolei Dorota Sierakowska.