Koronawirus znacznie pogłębił problemy przewoźników autobusowych. Zwłaszcza tych, którzy dowożą pasażerów do miast. Jednym z nich jest PKS Częstochowa, który od 1 lipca przestanie jeździć. Według likwidatora spółki, która od lat była w coraz gorszej sytuacji i kasowała kolejne kursy, autobusy mogłyby dalej jeździć, gdyby kierowcy przystali na nowe warunki – założyliby firmy i dzierżawiliby pojazdy od spółki. Ich zarobek zależałby m.in. od liczby sprzedanych biletów. Pracownicy nie chcą się na to zgodzić. Częstochowska spółka to jeden z kilkunastu PKS-ów, który nadal należy do Skarbu Państwa i podlega Ministerstwu Aktywów Państwowych. Dlatego
lokalni samorządowcy zwrócili się do resortu o ratowanie przewoźnika. Jak dowiedział się DGP, są na to pewne szanse. Powstaje właśnie koncepcja, która ma pomóc ostatnim państwowym PKS-om, w tym przewoźnikowi z Częstochowy. Pomysł w skrócie polega na integracji kilkunastu przewoźników, którzy stworzyliby grupę spółek przewozowych. Procesem łączenia działalności zajęłaby się
firma, która radzi sobie najlepiej. To warszawski
PKS Polonus, który realizuje przewozy dalekobieżne i wybrane kursy podmiejskie koło stolicy. Zarządza też największym dworcem autobusowym w Polsce – Warszawa Zachodnia. Państwowe spółki autobusowe weszłyby też w ścisłą współpracę z PKP.