Ich typowa struktura wygląda mniej więcej tak. Jeżeli w ciągu roku indeks FTSE znajdzie się wyżej niż dzisiaj, otrzymasz 10-procentowy zwrot i swoje pieniądze z powrotem. Jeżeli FTSE spadnie, obligacje przechodzą na kolejny rok. Inwestycja wygasa po pięciu latach. Jeżeli indeks FTSE znajdował się poniżej poziomu początkowego na koniec pierwszego, drugiego, trzeciego i czwartego roku, a teraz znajduje się powyżej, wtedy bingo! Dostajesz 50-procentowy bonus.
Jest oczywiście i haczyk. Jeżeli nie uda ci się trafić skumulowanej pięcioletniej puli, menedżer przeanalizuje, czy indeks FTSE kiedykolwiek zamknął się o ponad 50 procent poniżej poziomu początkowego. Jeżeli nie, to dostaniesz z powrotem swój początkowy wkład, bez premii lub odsetek. Jeżeli indeks przełamał 50-procentową barierę, twój kapitał zostanie znacząco ograniczony. Najprawdopodobniej wynik jest taki, że obligacje te przyniosą wysoki trwały zwrot, choć w niemożliwym do przewidzenia horyzoncie czasowym. Niosą ze sobą niewielkie ryzyko zerowego zwrotu i jeszcze mniejsze znaczącej utraty kapitału. Problem modelowania ryzyka przekracza zdolności nie tylko przeciętnego inwestora, ale również większości doradców finansowych, którzy sprzedają te produkty. Jedyni ludzie, którzy są w stanie dokonać szczegółowej oceny ryzyka związanego z tego typu obligacjami, są zatrudnieni w działach produktów strukturyzowanych dużych banków inwestycyjnych.
W świecie skomplikowanych produktów i równie skomplikowanych procesów produkcyjnych konsumenci są chronieni przed niebezpiecznymi samochodami i toksycznym jedzeniem poprzez kombinację działań regulatorów i obaw dostawców o swoją reputację. W przypadku detalicznych usług finansowych ani reputacja, ani regulacje nie działają. Producentom i dystrybutorom tych produktów zależy na krótkoterminowym zysku a nie na budowaniu relacji z klientami. Idea, że drobni ciułacze są przygotowani do oceny ryzyka związanego z tymi produktami, bo przeczytali to, co jest napisane drobnym druczkiem, jest absurdalna; równie absurdalna jak założenie, że konsumenci mogą chronić swoje rodziny, przeprowadzając chałupnicze testy toksykologiczne żywności, lub ocenić bezpieczeństwo samochodu, czytając specyfikację technologiczną.
Reklama