Największą przeszkodą w rozwoju każdej firmy jest brak wykształconych pracowników – uważa szef Qualcommu Irwin Jacobs. Dlatego sporą część zysków przeznaczał na dokształcanie załogi.
Nazywany jest najspokojniejszym szefem świata. Bo czy ktoś słyszał o Irwinie Jacobsie, choć bez niego nasze rozmowy przez telefony komórkowe nie byłyby tak tanie i bezpieczne? Współzałożyciel koncernu Qualcomm bez szumu wokół siebie mozolnie budował pozycję firmy, choć niewielu dawało mu szansę powodzenia. Zdołał jednak wprowadzić na rynek technologię bezprzewodowej komunikacji dla telefonów komórkowych, choć już istniała mnogość konkurencyjnych rozwiązań. Tak jak spokojnie kierował firmą, tak też bez wielkiego rozgłosu rozdaje pieniądze. Jacobs jest jednym z najhojniejszych darczyńców w Ameryce: na rozwój programów naukowych przekazał już setki milionów dolarów.

>>> Czytaj również: Czy naprawdę stoimy na krawędzi globalnego kryzysu finansowego?

– Największą przeszkodą w rozwoju firmy, która może nawet doprowadzić do bankructwa, jest brak odpowiedniej liczby wykształconych pracowników. Dlatego tak wiele środków musimy przeznaczać na szkolenia – mawiał Jacobs, gdy zarządzał Qualcommem (odszedł z firmy dwa lata temu). I nieustannie kierował sporą część z wypracowanego przez przedsiębiorstwo zysku na podnoszenie kwalifikacji zatrudnionych w nim inżynierów i informatyków. Z dobrym skutkiem: koncern rósł z roku na rok i stał się jednym z najbardziej znaczących w branży nowych technologii. W drugim kwartale tego roku przychód Qualcommu wyniósł aż 3,88 mld dol., czyli był wyższy o 46 proc. niż rok temu. A to dzięki wejściu na rynek procesorów (rodzina chipów Snapdragon) montowanych w smartfonach i tabletach.

>>> polecamy: Osiem skał z "potrójnym A", czyli najsolidniejsze koncerny świata

Reklama
Dewizie o konieczności inwestowania w rozwój ludzi Jacobs pozostaje wierny także i dziś: nieustannie wspiera darowiznami szkoły i uniwersytety, funduje programy naukowe. Przekazał 31 mln dol. najsłynniejszej technicznej uczelni świata – Massachusetts Institute of Technology, 125 mln dol. Uniwersytetowi Kalifornijskiemu w San Diego (wydział informatyki), 62 mln dol. Cornell University (wydział inżynierii). Lista beneficjentów jest zresztą o wiele dłuższa. Znalazły się na niej również muzea, stacje radiowe i telewizyjne („trzeba wspierać lokalne dziennikarstwo i społeczeństwo obywatelskie”), a nawet Orkiestra Symfoniczna z San Diego (120 mln dol).

Olśnienie na drodze

– W tym stwierdzeniu nie kryje się nic odkrywczego, ale dziś to najnowsze technologie informatyczne oraz komunikacyjne napędzają rozwój świata. Ja po prostu chcę umożliwić jak największej liczbie osób możliwość wejścia na pokład pociągu, który zawiezie ich w kierunku kariery – tak dziarski 77-latek, którego znakiem rozpoznawczym są okulary w drucianej oprawie i mokasyny z frędzlami, tłumaczy swoją działalność. Ma rację – na listach najbardziej wpływowych firm świata od ładnych kilku lat królują takie giganty nowych technologii, jak Google, Apple, Microsoft, Oracle, AMD, Intel czy Facebook. Ich prezesi są zaś notowani w czołówkach rankingów najlepszych oraz najbardziej innowacyjnych menadżerów. – Ta branża potrzebuje jednak ogromnej ilości paliwa, czyli zdolnych i dobrze wykształconych ludzi, którzy są w stanie odnaleźć się w błyskawicznie zmieniającym się świecie cyfrowej rewolucji. Z tego powodu inicjatywy Jacobsa są tak cenne, bo dają możliwość rozwoju jeszcze większej liczbie studentów – mówi „DGP” Melissa Thorpe z uniwersytetu w San Diego.
Jacobs pozostałby akademickim naukowcem oraz przeciętnym biznesmenem, gdyby nie chwila olśnienia, której doznał w połowie 1985 roku, wracając samochodem do domu w San Diego z konferencji w Los Angeles. Rozpamiętywał słowa usłyszane od swojego szkolnego kuratora, gdy wybierał kierunek studiów: „Nie masz przyszłości w nauce i inżynierii. Zajmij się lepiej hotelarstwem”. Postanowił udowodnić, że jego rozmówca się mylił. I trzy miesiące później założył Qualcomm.
W podjęciu takiego wyzwania nie ma nic dziwnego, bo od dzieciństwa Jacobs przejawiał zamiłowanie do techniki. Wspomina, że już w wieku 8 lat próbował zmontować urządzenie z pustej butelki po mleku, żarówki i silnika elektrycznego, choć nie mógł sobie przypomnieć, do czego miało służyć. Za namową rodziców, którzy pragnęli, by jak najszybciej zdobył „przyszłościowy” fach, oraz kuratora, zaczął uczyć się hotelarstwa na Cornell University. Jednak szybko odkrył, że ten kierunek jest mu kompletnie obojętny i przeniósł się na wymarzoną inżynierię. Na czesne zarabiał, pracując m.in. jako kucharz, kelner, pomocnik rzeźnika czy tester w laboratorium lamp próżniowych. Po zdobyciu magisterki wstąpił na MIT, gdzie zdobył doktorat z informatyki oraz elektrotechniki. Po ukończeniu nauki, w 1959 roku, wykładał na Massachusetts Institute of Technology i osiadł w pobliskim Bostonie.
W 1966 roku dostał ofertę pracy z uniwersytetu w San Diego. Początkowo odmówił – przeważyła renoma MIT. Zmienił jednak zdanie po dwóch dniach – po tym jak podczas zimnej ulewy przemókł do suchej nitki na przystanku autobusowym. Stwierdził, że ma dość chimerycznej pogody Wschodniego Wybrzeża, i wraz z rodziną przeniósł się do słonecznej Kalifornii. Tam wykładał informatykę, a w 1968 roku założył swoją pierwszą firmę: Linkabit. Zajmowała się tworzeniem satelitarnych urządzeń szyfrujących dla wojska. Zamówienia składane przez Pentagon były na tyle intratne, że w końcu zdecydował się porzucić akademicką karierę. Pierwszej fortuny, 25 mln dol., dorobił się w 1980 roku, gdy Linkabit zostało przejęte przez M/A-COM. Z nowymi właścicielami wytrzymał kolejne pięć lat. Porzucił ciepłą i spokojną posadę, gdy doznał olśnienia na drodze międzystanowej numer 5.
Tak właśnie powstał Qualcomm. Firma odniosła pierwszy poważny sukces już po trzech latach – w 1988 roku. Opracowała system OmniTRACS do zarządzania flotami samochodów ciężarowych. Jak na tamte czasy był on bardzo zaawansowany: wykorzystywał komunikację satelitarną działającą w obie strony (centrala – kierowca – centrala) oraz system GPS do śledzenia ruchu aut. Sprzedaż była tak dobra, że mógł dzięki niej przystąpić do zrealizowania swojego marzenia: zaprzęgnięcia wojskowej technologii do bezprzewodowej komunikacji.

Taniej dzięki wojsku

Chodzi o CDMA (Code Division Multiple Access). Jacobs był przekonany, że jest ona idealnym rozwiązaniem dla tworzących się pierwszych sieci telefonii komórkowych. (Pierwszą komórkę pokazała Motorola w 1973 roku: sama słuchawka ważyła aż 2 kg. Pierwszy komercyjny telefon komórkowy pojawił się w sprzedaży dekadę później – była to Motorola DynaTAC 8000x, ważąca „zaledwie” 3/4 kg, która kosztowała 3995 dol.). Transmisja CDMA jest odporna na zakłócenia i podsłuch (dlatego od czasu II wojny światowej interesowała się nią armia), ale przede wszystkim pozwala na zrealizowanie do 10 razy więcej połączeń na jednym kanale tej samej częstotliwości niż inne technologie przesyłania danych. Dla operatorów komórkowych oznacza to więc mniejsze koszty operacyjne, a co za tym idzie tańsze rozmowy.
Początkowo nowe rozwiązanie miało jednak trudności z przyjęciem się na rynku. Jego zalety były wówczas bezużyteczne: komórek było tak mało, że nie było potrzeby sięgnięcia po nią, zaś liczba operatorów była znikoma, więc nie walczyli ze sobą o klientów. Ale wraz z rosnącą popularnością mobilnej telefonii i rosnącej konkurencji, przypomniano sobie o Qualcomm. Dziś udoskonalona w laboratoriach firmy technologia CDMA jest wykorzystywana przez większość operatorów, którzy uruchomili systemy 3G. Dokładnie przez 308 z 116 państw.
Ten przełom nie tylko uczynił z Qualcommu potentata rynku bezprzewodowych technologii przesyłania danych, lecz także dał ogromne pieniądze samemu Jacobsowi (w ciągu jednego dnia w 1999 roku akcje firmy wzrosły z 54 dol. aż do 195 dol. – zarobił wówczas 145 mln dol.). Magazyn „Forbes” w najnowszym rankingu szacuje jego majątek na 1,6 mld dol. (782. miejsce na liście najbogatszych ludzi świata).
Jednak sukces nie spowodował, że spoczął na laurach. Bacznie przyglądał się rozwojowi rynku urządzeń przenośnych i dał sygnał do wejścia na rynek smartfonów. Dobrze wyedukowani inżynierowie Qualcommu opracowali bardzo udane chipy (mały rozmiar, niewielki pobór prądu, duża wydajność) z rodziny Snapdragon, które są montowane w aparatach pracujących pod systemem operacyjnym Android. A to obecnie większość sprzedawanych przenośnych urządzeń.
Po odejściu z Qualcommu rozpoczął działalność charytatywną na pełną skalę, a ostatnio podjął decyzję o przyłączeniu się do promowanej przez założyciela Microsoftu Billa Gatesa i legendarnego inwestora giełdowego Warrena E. Buffetta akcji „Giving Pledge”. Jedni z najbogatszych ludzi świata (ustępują tylko Meksykaninowi Carlosowi Slimowi Helu) namawiają amerykańskich miliarderów do przekazania co najmniej połowy majątku na cele dobroczynne. Jacobs zdecydował, że jego pieniądze wesprą inicjatywy edukacyjne.
– Podczas jednego z pobytu w Indiach zdałem sobie sprawę z ogromu biedy w tym kraju. Z pewnością gdzieś tam żyje dzieciak równie uzdolniony jak Einstein, tylko nigdy nie będzie mu dane rozwinąć swojego talentu. Zrozumiałem wówczas, że moim obowiązkiem – każdego, kto ma fortunę – jest dać młodzieży szansę rozwoju. Inaczej sami skazujemy się na bardzo niepewną przyszłość – tłumaczy najspokojniejszy szef świata.