Generalny strajk w transporcie miejskim w Atenach, ogłoszony w reakcji na kolejne środki oszczędnościowe podjęte przez grecki rząd w celu sprostania wymaganiom kredytodawców i utrzymania kraju w strefie euro, doprowadził w czwartek do chaosu w stolicy Grecji.

Pod budynek parlamentu pomaszerowała grupa około tysiąca członków komunistycznego ugrupowania MAS, skandując: "Za kryzys powinna płacić plutokracja!" oraz wzywając do oporu wobec oszczędności. Pod parlament udało się też około 6 tys. studentów i nauczycieli. Mają do nich dołączyć związkowcy.

"Takiej polityki nie chcemy i nie będziemy tolerować. Jesteśmy wobec niej w stałej, totalnej, permanentnej opozycji" - oświadczył w telewizji Janis Panagopulos, przewodniczący związku pracowników sektora prywatnego GSEE.

>>> Zobacz też: Atenom wkrótce skończą się pieniądze. Kogo zaboli grecka tragedia?

"Żyjemy zastraszeni, że stracimy pracę i życie. Nawet jeśli te zwolnienia są konieczne, nie jesteśmy traktowani jak ludzie - powiedział 32-letni pracownik Teatru Narodowego Kostas Andrianopulos. - Obcinają nam płace i pensje, a my się zgadzamy. Ale już nie wierzę, by cokolwiek z tego było dla dobra kraju. Bankructwa nie da się uniknąć. Staniemy się ofiarami. Nie mamy nadziei".

Reklama

Kilkugodzinny strajk zorganizowali w czwartek kontrolerzy ruchu lotniczego, co spowodowało już opóźnienia około 100 lotów do czterech godzin i odwołanie wielu innych. Kolejny strajk, już 24-godzinny, kontrolerzy chcą przeprowadzić w niedzielę. Do strajku przystąpili również nauczyciele i pracownicy zatrudniani przez władze miejskie.

Ateny zostały bez transportu: 24-godzinny strajk podjęli taksówkarze, którzy nie godzą się na liberalizację dostępu do tego sektora, pracownicy metra, kierowcy autobusów, trolejbusów, tramwajów i kolejki podmiejskiej oraz kolei, którzy nie zgadzają się na rządowe plany ograniczenia świadczonych przez nich usług transportowych, przeniesienia części pracowników do innych zajęć i zredukowanie tysięcy urzędników, którym na 12 miesięcy drastycznie zmniejszona zostaje płaca.

Jak powiedział przedstawiciel policji, "sytuacja jest dramatyczna, wszystkie główne ulice są zakorkowane", ponieważ ludzie dojeżdżający do pracy musieli w czwartek wsiąść do swoich samochodów. Korki są wielokilometrowe.

Ekonomiści obawiają się, że bankructwo Grecji, zadłużonej na 340 mld euro, może wyzwolić niepokoje globalnych rynków i zepchnąć innych członków strefy euro, jak Włochy i Hiszpania, do krawędzi upadku, co grozi pogrążeniem się zachodniej gospodarki w recesji.

Prezes zagranicznej filii banku Goldman Sachs powiedział w czwartek, że sytuacja w Grecji stwarza główne zagrożenie dla euro, a Kanada przestrzegła, że jeśli Europa nie opanuje sytuacji, może to doprowadzić do globalnego kryzysu bankowego.

Działania strajkowe pokazują - jak pisze agencja AFP - gniew, niedowierzanie i konsternację społeczeństwa wobec kolejnych kroków oszczędnościowych, ogłoszonych poprzedniego dnia przez rząd. Do manifestacji przeciwko rządowym posunięciom oszczędnościowym doszło już w środę wieczorem na ulicach Aten.

Z kolei Reuters zwraca uwagę, że Grecja jest wyraźnie podzielona między pracowników sektora prywatnego, którzy uważają, że rozdęta państwowa biurokracja dławi kraj, a pracowników sektora publicznego, zwracających uwagę, że największym problemem jest korupcja polityczna i uchylanie się od płacenia podatków.

"Grecja przekształca się w hospicjum biedaków, ogłaszając codziennie i z tygodnia na tydzień kolejne posunięcia oszczędnościowe" - powiedział w telewizji publicznej szef Izby Handlowej i Przemysłowej Aten Konstantinos Michalos. Jego zdaniem "nie ma żadnej busoli, ten rząd nie wie, dokąd idzie".

W Grecji, liczącej 11 mln ludności, sektor publiczny zatrudnia około 780 tys. ludzi. Jego pracownicy zapowiedzieli 24-godzinne strajki na 5 i 19 października.

Z kolei pracownicy ministerstwa finansów wezwali do 48-godzinnego strajku w przyszły wtorek i środę (27 i 28 września), aby zaprotestować przeciwko najnowszym obniżkom pensji. Do akcji strajkowej mają przystąpić także urzędnicy skarbowi i pracownicy urzędów celnych.

W środę po ponad 6-godzinnym posiedzeniu gabinetu rzecznik Elias Mosialos poinformował, że rząd zamierza zawiesić w czynnościach większą liczbę urzędników, niż pierwotnie planowano, oraz dokonać cięć niektórych emerytur.

W tym roku liczba urzędników zawieszonych w pełnieniu obowiązków i otrzymujących tylko część wynagrodzenia ma wynieść 30 tys., a nie 20 tys., jak planowano wcześniej. Ich płaca zostanie zredukowana do 60 proc. i będą mieli rok na znalezienie nowego zatrudnienia.

Emerytury przekraczające 1,2 tys. euro miesięcznie mają być obniżone o 20 proc. Przewidziano też cięcia emerytur pobieranych przez osoby, które nie mają jeszcze 55 lat.

Rząd zapowiedział ponadto, że nowo wprowadzony podatek od nieruchomości będzie obowiązywał przynajmniej do 2014 roku. Pierwotnie planowano, że będzie pobierany tylko do końca przyszłego roku.

Kwotę wolną od podatku postanowiono zmniejszyć z 8 tys. euro rocznie do 5 tys. euro. Będzie to miało zastosowanie już wobec tegorocznych dochodów.

Grecja chce przekonać swoich kredytodawców - Międzynarodowy Fundusz Walutowy, UE i Europejski Bank Centralny - do wypłaty kolejnej transzy, w wysokości 8 mld euro, środków na ratowanie kraju przed bankructwem, bez których ryzykuje, że w październiku może dojść do niewypłacalności.