A oficjalnie jest ich prawie pół miliona. DGP przeprowadził sondę w 65 urzędach, które spytaliśmy o umowy-zlecenia i o dzieło zawierane przez te jednostki z osobami fizycznymi (z wyłączeniem firm i samozatrudnionych). W resorcie zdrowia jest ponad 500 etatów. Dodatkowo na zleceniu lub umowie o dzieło pracowało w ub.r. kolejne 250 osób. W tym roku minister zdążył przyjąć w ten sposób 108 nowych. W efekcie średnio jeden zleceniobiorca w 2011 r. zarobił 12,2 tys. zł. Całkowity koszt zleceń w tym resorcie to 3 mln zł.
Ministerstwo Rolnictwa na umowy-zlecenia i o dzieło wydało 3,5 mln zł. Średnie wynagrodzenie osoby zatrudnionej na tej podstawie wyniosło rocznie 44,3 tys. zł. Dla porównania, przy podobnej liczbie zawartych umów Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej przeznaczyło zaledwie 659 tys. zł. Przykładem świeci resort finansów, który w 2011 r. zawarł tylko 17 umów na 254 tys. zł, a w tym roku zaledwie 11. Urzędy, które nie nadużywają umów śmieciowych, są jednak w mniejszości.
Również wojewodowie chętnie korzystają z tej formy zatrudnienia. Śląski Urząd Wojewódzki, w którym na koniec ub.r. było 900 etatów, dodatkowo zawarł 600 umów cywilnoprawnych. W urzędach marszałkowskich liczbę umów można liczyć nawet w tysiącach. Podobnie w miastach. W krakowskim magistracie pracuje ponad 2 tysiące urzędników, drugie tyle jest zatrudnionych na podstawie zlecenia.
Reklama
DGP dotarł do jednej z przykładowych umów-zleceń zawieranych przez urzędy. Dyrektor generalny MON na początku tego roku zawarł umowę-zlecenie z osobą fizyczną, która miesięcznie ma otrzymywać 8 tys. zł. A do jej zadań ma należeć m.in. nadzór na przekształceniem departamentu prasowo-informacyjnego w nową strukturę resortu oraz koordynowanie jego działalności.
– Za tak skonstruowaną umowę dyrektor powinien odpowiedzieć za nadużycie uprawnień. Inspekcja pracy nie miałaby wątpliwości, że ma ona charakter umowy o pracę – mówi dr Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dodaje, że takie zadania powinni realizować urzędnicy, w tym dział kadr, a nie osoba zewnętrzna. Eksperci są przerażeni tak dużą skalą zawieranych umów.
– To już lawina. Powinny być stosowane w wyjątkowych sytuacjach – mówi dr Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.