Z lotnictwem związany jest niemal całe zawodowe życie. Lata 90. spędził w Przedsiębiorstwie Państwowym „Porty Lotnicze”, a od 2000 r. do 2006 r. zarządzał spółką serwisową LOT Ground Services. Szefem modlińskiego lotniska został w czerwcu 2006 r.
– Kierowałem się jego kwalifikacjami i doświadczeniem w zakresie działalności operacyjnej lotniska – wspomina Paweł Łatacz, ówczesny dyrektor PPL, który nominował Okienczyca na fotel szefa Modlina.
Właśnie jego doświadczenie pracy w PPL pozwoliło mu dobrze zrozumieć ówczesną strategię przedsiębiorstwa dotyczącą optymalnego ukształtowania modelu relacji między portami lotniczymi w Warszawie i Modlinie po uruchomieniu tego drugiego.
Reklama
– Miał odpowiednie kwalifikacje i predyspozycje do poprowadzenia niemal od podstaw nowego dużego projektu o tak szerokim spektrum zagadnień inwestycyjnych, operacyjnych i biznesowych, przy znaczącym współudziale i współpracy z jednostkami samorządowymi na Mazowszu – dodaje Łatacz.
Gdy Okienczyc został prezesem, budowa nowego portu dla Warszawy ruszyła z kopyta. Do PPL dołączyły bowiem lokalne samorządy oraz Agencja Mienia Wojskowego.
– Gdy przyjechałem do Modlina, próbowałem sobie wyobrazić, jak to lotnisko będzie wyglądać – wspomina pierwsze dni w nowej roli Okienczyc. Według niego najtrudniejsza była batalia z ekologami. – Szukałem sensownego rozwiązania w trochę dziwnej sytuacji. Przecież ekolodzy twierdzili, że nie może być lotniska w miejscu, gdzie lotnisko, tyle że wojskowe, istniało 70 lat – dodaje.
Jednak się udało. Okienczyc zaznacza, że bez współpracowników byłoby trudno. – Zbieraliśmy doświadczenia, a ucząc się, musieliśmy iść do przodu. Ktoś powie, że można było inaczej zrobić to lub tamto. Pewnie tak, ale ja jestem zadowolony z tego, co zrobiłem. To jest projekt mojego życia – mówi.
Współpracownicy odwdzięczają mu się tym samym. – To typ szefa, jakiego można życzyć każdemu – mówi krótko Edyta Mikołajczyk, doradca zarządu MPL Warszawa-Modlin.
– W każdej firmie prezes powinien być autorytetem, strategiem, ale i trochę kumplem i motywatorem – takim właśnie prezesem jest Piotr Okienczyc – dodaje Magdalena Bojarska, specjalistka ds. komunikacji w porcie.
Obie zwracają uwagę na to, że Okienczyc jest człowiekiem dostępnym dla pracowników, niezwykle kulturalnym i umiejącym słuchać. – Chce mu się powiedzieć niemal wszystko – mówi Mikołajczyk.
Jakie ma wady? – Czasami myślę, że jego największą skazą jest to, że jest za grzeczny jak na te brutalne czasy – mówi Mikołajczyk. A jednak ten model działania się sprawdził. Lotnisko jest już na ostatniej prostej.
– Wydaje się, że to, co najgorsze, mamy już za sobą, a przed nami tylko czerwony dywan i wstęga do przecięcia – mówi Okienczyc. – Niestety w rzeczywistości każdy w firmie zastanawia się, czy o czymś nie zapomniał. Ale to się okaże po otwarciu – żartuje.
Jednak prezes Modlina żyje nie tylko pracą. – Ona jest bardzo ważna, ale nie najważniejsza – mówi. Na dowód wystarczy powiedzieć, że ma czworo dzieci. – Tak wyszło – żartuje.
O lotnictwie mówi, że to jego pasja. Chciał być pilotem, ale nie pozwoliło mu zdrowie. W wolnych chwilach oddaje się modelarstwu. To go odpręża i pozwala mu naładować akumulatory. Ostatnio skleił śmigłowiec MI-2.
Do sklejania włącza muzykę pop. Ulubiona grupa? Depeche Mode. Ale depeszem był tylko przez chwilę na studiach, gdy kończył Wydział Transportu na Politechnice Warszawskiej.
ikona lupy />
Modlin będzie piątym dzieckiem Piotra Okienczyca / DGP