Impreza miałaby być zorganizowana wspólnie ze Słowacją.

– To jest świetny pomysł i bardzo dobry moment na zgłoszenie – wyjaśnia DGP Jagna Marczułajtis, posłanka PO, która jest jednym z pomysłodawców kandydatury Krakowa. – Wszystkie miasta, które się zgłaszają, mają bardzo rozproszone koncepcje. W kwestii odległości pomiędzy poszczególnymi arenami nie odbiegamy od konkurencji – dodaje.

Zdaniem Marczułajtis za kandydaturą Krakowa przemawia także to, że igrzyska w latach 2018 i 2020 odbędą się w Azji, tak więc naturalnym późniejszym wyborem staje się Europa.
Oprócz Krakowa kandydatury złożyły już Lwów i Pekin, najpewniej zrobią to jeszcze Monachium i Oslo, być może kazachska Ałma Ata. – Naszym najpoważniejszym konkurentem będą zapewne Niemcy – dodaje Marczułajtis.
Reklama
Problem w tym, że sama przyjemność złożenia oficjalnej kandydatury kosztuje 150 tys. dolarów, czyli prawie 0,5 mln zł. A to dopiero początek wydatków. Budżet operacyjny imprezy, czyli tylko na obsługę, szacuje się na 5–6 mld zł (mniej więcej jedna czwarta ma być sfinansowana przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski). W kwocie tej nie są zawarte koszty żadnych inwestycji w infrastrukturę. A np. budowa toru bobslejowego to wydatek co najmniej 150 mln zł. W ub.r. Polska miała 16 zawodników startujących w bobslejach i ok. 200 saneczkarzy.
Polska ma nieduże szanse na wygraną. – Ale dopóki piłka w grze, szanse są zawsze. Kraków wyciągnął wnioski z nieudanej kandydatury Zakopanego sprzed lat. Kto nie walczy, ten niczego nie ma – odpowiada Henryk Urbaś, rzecznik PKOl. Ogłoszenie zwycięzcy planowane jest na lipiec 2014 r.