Od lutowego szczytu, na którym europejscy liderzy porozumieli się w sprawie unijnego budżetu, do momentu zatwierdzenia tych ustaleń przez Parlament Europejski minęło dziewięć miesięcy.

Deputowanym nie udało się zwiększyć budżetu, choć byli co do niego krytyczni. Uważali, że uzgodnione wydatki nie wystarczą, by Unia mogła sobie poradzić ze wszystkimi wyzwaniami. Europosłowie wynegocjowali natomiast większą elastyczność, czyli możliwość przesuwania niewykorzystanych pieniędzy między poszczególnymi latami i działami. Fundusze nie będą już, tak jak bywało do tej pory, wracać do budżetów narodowych w krajach członkowskich, pozostaną we wspólnej kasie. W 2016 roku ma być przegląd i wtedy mogą być zaproponowane zmiany w wydatkowaniu funduszy.

Dla Polski do 2020 roku przewidziano z unijnej kasy ponad 105 miliardów euro, z czego prawie 73 miliardy euro na politykę spójności, wyrównującą różnice w rozwoju regionów. Nasza składka do wspólnego budżetu w najbliższych siedmiu latach wyniesie około 30 miliardów euro. Polska pozostanie największym beneficjentem, ale odbiorcy funduszy muszą pamiętać, że wykorzystanie pieniędzy będzie trudniejsze, bo zaostrzone zostały wymogi.

Reklama

„Dajemy polskim regionom przewidywalność inwestowania na 7 lat. To jest wartość tym większa im bardziej kryzysowe jest otoczenie w Europie. Przechodzimy teraz od negocjacji do wdrażania” - powiedział zaraz po głosowaniu Janusz Lewandowski. Według polskiego komisarza tak duży budżet dla Polski może już się nie powtórzyć w przyszłości. Dlatego - jak podkreślał - nasze regiony powinny wykorzystać pieniądze jak najlepiej. Przyznał, że tym razem wymogi zostały zaostrzone i już zapowiadane są ściślejsze kontrole. „A Polska musi pamiętać, że będzie oglądana z pewną zazdrością” - dodał.

Więcej o unijnym budżecie na lata 2014-2020 czytaj w raporcie Forsal.pl