Dziś pójście do dyskontu wcale nie oznacza, że za zakupy zapłaci się najmniej. Dowodem na to jest zrobiony przez nas koszyk składający się z 15 podstawowych artykułów spożywczych. W tym tygodniu klient najmniej zapłaci za nie w Carrefourze – nieco ponad 40 zł. Lidl i Biedronka wypadają niemal na tym samym poziomie, czyli z ceną za wszystkie produkty rzędu nieco ponad 44 zł. W supermarkecie Piotr i Paweł całość kosztuje ok. 4 zł drożej niż w dyskoncie, a w Almie Market – ok. 8 zł więcej.

– Już od jakiegoś czasu dyskonty przestają zajmować pierwsze miejsce w rankingach. Jest to konsekwencją zmiany przez nie strategii działania. Stawiają coraz bardziej na markowe produkty, lepsze pod względem jakości, co przekłada się na ceny. A dowodem na to są reklamy, które nie podkreślają już wyłącznie niskich cen, ale i wysoką jakość – komentuje Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu.

>>> Czytaj także: Ekspert: Zatrudnienie i wynagrodzenie cieszą. Dane GUS dają powody do optymizmu

Liczy się nie tylko cena

Reklama

Warto jednak podkreślić, że w Biedronce towary mają zupełnie inną gramaturę niż dostępne w pozostałych sieciach handlowych – z reguły jest ona większa. To dlatego że większość z nich jest produkowana wyłącznie na potrzeby sklepów tej firmy i na jej zlecenie. W efekcie idąc na zakupy do Biedronki, kupuje się więcej, płacąc tylko nieznacznie wyższy rachunek niż przy standardowej wielkości opakowań. W przypadku naszego koszyka zakupowego byłoby to w sumie niecałe 55 zł.

Różnice w rachunkach za zakupy zaczynają być widoczne między poszczególnymi sieciami, gdy do koszyka trafią oprócz produktów kupowanych niemal codziennie również te nabywane rzadziej. Przykładem może być mały, 200-gramowy słoik kawy rozpuszczalnej. W Biedronce zapłacimy 8,99 zł, ale w zamian dostaniemy 300 g kawy, w Piotrze i Pawle – 11,99 zł, a w Almie Market na najtańsze opakowanie trzeba wydać już 19,9 zł.

Poszczególne rodzaje sklepów konkurują ze sobą przede wszystkim w artykułach pierwszej potrzeby, czyli tych najczęściej kupowanych przez największą liczbę klientów. Nie ma więc już specjalnego znaczenia, gdzie pójdzie się po powszedni chleb, masło i mleko, bo zapłaci się mniej więcej tyle samo. Ciągle zaś miejsce zakupu ogrywa rolę przy dużych, tygodniowych zakupach, podczas których do koszyka trafiają też bardziej wyrafinowane produkty, jak sery pleśniowe, mniej pospolite gatunki wędlin, słodycze czy napoje alkoholowe i bezalkoholowe.

Nie od dziś wiadomo przecież, że dyskonty, zarówno Lidl, jak i Biedronka, stawiają na szeroki wybór win, oferując je w tak korzystnych cenach, że byt wielu specjalistycznych sklepów z winem stał się zagrożony. Z kolei kupić w nich można wędliny wyłącznie paczkowane, czyli o gramaturze z góry narzuconej przez sieć. Podobnie jest ze świeżym mięsem, które do tego nie we wszystkich dyskontach jest ciągle dostępne.

>>> Czytaj także:Agencje pracy oszukały pracowników, a ZUS nie zauważył 25 tys. brakujących składek

Hazard codziennych zakupów

Robienie codziennych zakupów stało się swoistą ruletką, bo ceny w sklepach zmieniają się niemal codziennie, co jest efektem utrzymującej się już kolejny rok z rzędu agresywnej walki cenowej między sieciami, jednego dnia najbardziej opłaca się więc pójść po podstawowe towary do supermarketu, drugiego dnia do hipermarketu, a jeszcze innego do dyskontu czy wręcz do osiedlowego sklepu pod domem.

– Te ostatnie coraz bardziej masowo przystępują do działających na polskim rynku sieci franczyzowych czy grup zakupowych, rezygnując tym samym z działania na własną rękę, i zyskują dostęp do zaopatrzenia na korzystniejszych niż dotychczasowo warunkach – tłumaczy Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. W przypadku sieci franczyzowych dodatkowo następuje też optymalizacja kosztów magazynowania, logistyki, marketingu i IT, co też pozwala zaproponować małym sklepom atrakcyjniejsze ceny, bez konieczności schodzenia z marż.

Eksperci podkreślają, że w tej chwili mamy w ogóle do czynienia z dalszą ewolucją w polskim handlu. Sieci stawiają na niskie ceny, bo to główny atut z punktu widzenia konsumentów, ale też coraz bardziej starają się przekonać kupujących, że oferują również produkty wysokiej jakości. – Zaczyna się zatem walka na jakość, ale i wygodę. Przykładem może być Biedronka, która coraz mocniej wchodzi w małe formaty sklepów, by być bliżej klienta, oferując przy tym ciągle bogaty wybór produktów – wyjaśnia Maciej Ptaszyński.

Patrycja Nalepa, analityk rynku handlowego PMR Publications

Spłaszczenie cen między poszczególnymi rodzajami sklepów to przede wszystkim efekt osłabienia gospodarczego w Polsce. Konsumenci cały czas zaciskają pasa, co przekłada się na skalę ich wydatków i utrzymujące się cały czas wysokie zainteresowanie produktami w atrakcyjnych cenach. To z kolei sprzyja wojnie cenowej między sklepami. Najpierw zaczęły hipermarkety, obniżając ceny swoich produktów, co było reakcją na odbieranie im klientów przez dyskonty. Przykładem jest Tesco, które zapowiedziało cięcie cen tysiąca produktów.

Potem przyszła kolej na delikatesy, które chciały pozyskać klienta bardziej masowego. W tym celu poziom cen podstawowych produktów dostosowały do tych obowiązujących w innych sieciach. Ubiegły rok był jeszcze tym, w którym można było zaobserwować stagnację na polskim rynku spożywczym. Wartość sprzedaży zwiększyła się o 2 proc. do 234 mld zł. Kolejne lata powinny jednak przynieść już odbicie. Należy jednak zwrócić uwagę, że nie ma przesłanek do tego, aby dynamika rynku znacząco wzrosła, czyli wynosiła ponad 5 proc.

Prognoza ta jest skorelowana z prognozą PKB dla Polski. Nasze prognozy pokazują, że rynek wzrośnie o ok. 20 proc. w ciągu pięciu lat. W związku z tym nie należy oczekiwać, że sklepy przestaną nagle uczestniczyć w wojnie cenowej, w związku z tym z powrotem powrócą duże różnice w kosztach oferowanych przez nie towarów. Na pewno zaś można oczekiwać, że sklepy będą coraz bardziej stawiać na jakość oferowanych produktów.

Będą w ten sposób chciały przekonać do siebie klientów, którzy po latach oszczędzania będą z każdym rokiem coraz bardziej skłonni kupować bardziej luksusowe towary. Dyskonty będą więc coraz bardziej aspirowały w kierunku supermarketów, zwiększając wybór markowych towarów, a hipermarkety i supermarkety dbały o większą różnorodność w cenach i asortymencie poprzez np. proponowanie większej liczby towarów pod marką własną.