Prezydent Warszawy liczy na zrozumienie ze strony premier Ewy Kopacz. Hanna Gronkiewicz-Waltz chce spotkać się z szefową rządu w sprawie uregulowania sprawy związanej z dekretem Bieruta.

Ponad 100 mln zł rocznie kosztuje Warszawę zwrot nieruchomości lub wypłata odszkodowań osobom, które domagają się zwrotu zabranych dekretem nieruchomości.

Jak podkreśla Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego ratusza, prezydent miasta liczy na to, że nowa pani premier pomoże w rozwiązaniu tej palącej dla Warszawy sprawy. Teraz, gdy jest nowy premier i nowy marszałek Sejmu, władze miasta ponowią wniosek o rozwiązanie sprawy. Być może są potrzebne inne rozwiązania, dodaje Milczarczyk. Prezydent Warszawy jest gotowa do rozmów.

Warszawski ratusz jest zasypywany roszczeniami w sprawie zwrotu nieruchomości. Bardzo powszechny jest też handel roszczeniami, przyznaje Milczarczyk. Są przykłady, że roszczenia są skupowane na zasadach nierynkowych (za 50 zł kupiono roszczenia do kamienicy wartej kilka milionów zł.) i sytuację trzeba jak najszybciej unormować, dodaje rzecznik.

Warszawa sama nie jest w stanie poradzić sobie z dekretem Bieruta. Bez działań na poziomie Sejmu, stolica sobie nie da rady - dodaje Bartosz Milczarczyk.

Reklama

Dwa lata temu władze miasta przygotowały projekt ustawy regulującej sprawę dekretu Bieruta. Jednak projekt nigdy nie trafił pod obrady Sejmu. Szacuje się, że roszczenia związane z dekretem to 27 mld zł.

Dekret Bieruta to potoczna nazwa decyzji wydanej w 1945 roku, na mocy tego dekretu na własność miasta przeszły wszystkie grunty w przedwojennych granicach Warszawy.

PO ma projekt ustawy reprywatyzacyjnej

Projekt ustawy reprywatyzacyjnej jest, czeka tylko na zielone światło z resortu finansów. Tak w rozmowie z Informacyjna Agencją Radiową mówi poseł PO z Warszawy Marcin Kierwiński. Polityk przyznaje, że brak takiej regulacji to kłopot, szczególnie dla władz stolicy. Sądy oddają bowiem nieruchomości przejęte przez państwo na mocy tzw. dekretów Bieruta przedwojennym właścicielom lub ich spadkobiercom.

Sprawa jest trudna - mówi Kierwiński. Dodaje, że rozwiązaniem byłaby ustawa niwelująca skutki dekretów Bieruta. A na to - wyjaśnia - potrzeba znacznych środków pieniężnych. Według różnych szacunków, kwota zwrotu przejętych nieruchomości to ponad 20 mld zł.

Kierwiński zaznacza, że to dość nieprecyzyjne wyliczenia. Wyjaśnia, że do części gruntów nie zgłoszono roszczeń, w innych przypadkach już je zwrócono, bądź wypłacono odszkodowania.

Poseł odniósł się też do kwestii skupowania roszczeń. Proceder ten nazywa "dziką reprywatyzacją". Jak mówi, nie jest to niezgodne z prawem, jest natomiast wątpliwość moralna i pytanie o interes publiczny.

Poseł PO podkreśla, że sprawa rozpoczęcia prac parlamentarnych nad projektem ustawy reprywatyzacyjnej rozbija się o finanse. Przyznaje też, że rozumie stanowisko ministra finansów na ten temat.

Marcin Kiewiński przypomniał, że w tej kadencji uchwalono ustawę o trzyletnim wsparciu dla stołecznego samorządu na cele reprywatyzacyjne. Co roku Warszawa ma dostawać 200 mln zł z budżetu państwa.

MSZ traci Pałac Przeździeckich

Brak ustawy reprywatyzacyjnej to kłopot wielu instytucji. Na przykład ministerstwo spraw zagranicznych do końca roku musi się wyprowadzić z Pałacu Przeździeckich przy ulicy Foksal w Warszawie. Decyzją sądu prawo do nieruchomości odzyskali spadkobiercy przedwojennych właścicieli.

Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową przyznaje, że konieczność opuszczenia Pałacu to dla resortu kłopot. Przypomina też, że budynek stanowił część historii polskiej dyplomacji. Tam odbywały się oficjalne spotkania, obiady, tam też mieszkał pierwszy minister spraw zagranicznych po '89 roku Krzysztof Skubiszewski - wylicza Wojciechowski.

Rzecznik dodaje, że w tej chwili ministerstwo szuka obiektu, który spełniałby funkcje Pałacu Przeździeckich. Przypomina też, że resort jest właścicielem działki przy ulicy Bagatela, gdzie docelowo ma powstać - jak to określił - centrum recepcyjne MSZ.

Kłopoty lokalowe ma też Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego. Mieści się ono w budynkach Królikarni na warszawskim Mokotowie. O nieruchomość upominają się przedwojenni właściciele - rodzina Krasińskich.

Roszczenia byłych właścicieli dotyczą też między innymi terenów, na których wybudowano szkoły, boiska, domy mieszkalne.

>>> Czytaj też: II linia metra gotowa w 2019 r. Warszawa ogłosiła przetarg na kolejne odcinki