Autorem pojęcia klasy kreatywnej jest amerykański uczony i biznesmen Richard Florida. Swoją teorię rozwoju miast opartego o nową klasę społeczną opisał w książce „Narodziny klasy kreatywnej”.

Wzrost znaczenia ludzi, których praca oparta jest o kreatywne działanie będzie miał według uczonego poważne konsekwencje. Wpłynie przede wszystkim na zmniejszenie znaczenia tradycyjnych sektorów gospodarki, czyli państwowego i prywatnego. Wzrost gospodarczy w coraz większym stopniu będzie pochodził z pracy nowej klasy, a nie z eksploatacji surowców naturalnych i pracy fizycznej. Wzrost znaczenia klasy kreatywnej przeobrazi także biznes, zmieni stosunki na linii pracodawca-pracownik i przedefiniuje pojęcie własności.

Klasa kreatywna dzieli się według Floridy na dwa segmenty. Pierwszy z nich to tzw. superaktywny rdzeń, obejmujący przedstawicieli następujących zawodów: inżynierii, edukacji, programowania komputerowego, prac badawczo-rozwojowych, jak również osób związanych ze sztuką, projektowaniem i mediami. Wszyscy oni są w pełni zaangażowani w pracę twórczą. Drugim segmentem są „twórczy profesjonaliści”, czyli klasyczni pracownicy o gruntownym przygotowaniu naukowym, działający w sektorach takich jak służba zdrowia, biznes, finanse, prawo i edukacja. Pracownicy ci zajmują się rozwiązywaniem konkretnych problemów, korzystając z rozległej wiedzy nabytej podczas wyższej edukacji.

Klasa kreatywna rośnie w ogromnym tempie. Jeszcze w latach 80. XX wieku należało do niej jedynie ok. 5 proc. pracowników zatrudnionych w USA. Obecnie jest to ok. 30 proc., czyli 40 mln mieszkańców. Nie jest ona co prawda najbardziej licznym segmentem zawodowym (to w usługach zatrudnionych jest ciągle najwięcej osób), jednak w największym stopniu wpływa na kierunek i tempo zmian gospodarczych i społecznych.

Reklama

Kreatywni pracownicy osiedlają się w tzw. kreatywnych centrach (według klasycznej teorii Floridy), tj. miastach otwartych, różnorodnych i wieloetnicznych. Metropolie takie zapewniają im nie tylko kreatywne miejsca pracy, ale też wysoki komfort życia. Do takich centr możemy zaliczyć amerykańskie Boston, Seattle, Waszyngton oraz okolice zatoki San Francisco. Najbardziej znanym przykładem kreatywnych zagłębi są miasta Doliny Krzemowej.

>>> Czytaj też: Elektryczna ofensywa Rometu. Czy polski producent aut ma szanse na sukces?

Biznes i państwo w odwrocie

Znaczenie klasy kreatywnej coraz bardziej wpływa na zmiany na rynku pracy. Powstanie nowej klasy jest nieodłącznie związane z rozwojem technologii. A za ich sprawą jak wiemy, dochodzi do zmiany charakteru wykonywanych zadań. Coraz bardziej dostępna jest praca zdalna oraz mobilna. Coraz więcej osób wykonuje wolne zawody, w których trudno jest fizycznie i czasowo połączyć pracownika z firmą.

Zmieniają się także formy zatrudnienia. Popularne są umowy o dzieło i outsourcing pracowników, również w sektorze publicznym. Dużo mówi się w Polsce o „umowach śmieciowych”. Pytanie brzmi – czy młodzi nie pracują na stałych umowach bo nie mogą, czy może dlatego, że kreatywnym umysłom w pewnym stopniu odpowiadają nowoczesne ramy pracy? Niezależnie od powodów faktem jest, że duża część osób dopiero co trafiających na rynek pracy ląduje w kreatywnych zawodach, na przykład w branży medialnej czy informatycznej, pracuje w nietradycyjnym systemie zleceniowym, jednocześnie u kilku pracodawców i nierzadko na własny rachunek.

Arytmetyka jest prosta – coraz większy odsetek siły roboczej będzie odpływać z sektora państwowego i biznesu. Ten ruch jest nieunikniony, ale też korzystny – przyśpiesza bowiem rozwój gospodarczy dużych miast. Potwierdzają to nie tylko wnioski Floridy, ale też empiryczne badania przeprowadzone w 2009 roku w 90 krajach przez uczonych Rindermanna, Wailera i Thompsona. Udowodnili oni, że tempo wzrostu gospodarczego jest uzależnione w głównej mierze od dostępu do kreatywnych pracowników.

Florida zauważył, że o wyborze miejsca pracy decydują współcześnie nie tylko względy ekonomiczne, ale też kulturowe. Praca kreatywna to nie tyle sposób zarobkowania, co styl życia. Młodzi wybierają więc miasta do zamieszkania często pod kątem kulturowego potencjału, a tak samo jak wielkość branży w której działają i dostępność do niej, liczy się dla nich kontakt z nowymi technologiami, obiektami kulturalnymi i kreatywnymi ludźmi w danym miejscu. Co ciekawe, to biznes poszukuje ośrodków kreatywnego myślenia, a nie odwrotnie.

Przedstawiciele klasy kreatywnej to jednak głównie indywidualiści. Słabnie w związku z tym kapitał społeczny. Według Floridy nie ma to dla wzrostu gospodarczego dużego znaczenia. Kapitał społeczny stopniowo będzie przekształcał się w kapitał kreatywny.

Czy Wikipedia to tylko początek?

Co na to wszystko biznes? Oczywiście korzysta pełnymi garściami z kompetencji i potencjału nowego typu pracownika. Przemiany zachodzące na rynku pracy miast mają jednak dla firm także negatywne oblicze. Na czym polega niekorzystne oddziaływanie kreatywnej klasy na duże korporacje? Najważniejszej odpowiedzi dostarczają idea wolnego oprogramowania oraz tzw. „etyka hakerska”.

Znaczna i najbardziej wpływowa część klasy kreatywnych pracowników jest związana ze środowiskiem informatycznym. Jednym z przełomowych momentów dla tej branży było powstanie ruchu wolnego oprogramowania, które doprowadziło do stworzenia jednego z najpowszechniej stosowanych dzisiaj programów, czyli GNU/Linux. Twórcy ruchu (najważniejsi to Richard Stallman i Linus Torvalds) swoje działania oparli o ideę, według której wiedza i oprogramowanie internetowe powinno być darmowe i ogólnie dostępne. Wolne oprogramowanie w skrócie znaczy, że wolno użytkownikom uruchamiać, powielać, badać, zmieniać i ulepszać programy. Każdy może więc pracować na kodzie źródłowym oprogramowania i wprowadzać do niego modyfikacje i ulepszenia. Ruch doprowadził do prawdziwej rewolucji w postrzeganiu własności w internecie.

Od tamtego czasu młodzi programiści kierujący się etyką hakerską, czyli z grubsza rzecz biorąc wartościami wyznawanymi przez ruch wolnego oprogramowania, poświęcają swój czas, by bezpłatnie tworzyć programy komputerowe, które w zdecydowanej większości są darmowe. Zmiany te zmusiły duże korporacje typu Microsoft do zmiany strategii – wiele programów jest obecnie dostępnych w różnych wariantach, zarówno bezpłatnych, jak też premium. Wielki biznes sięga też często po zdolnych młodych programistów, działających na własną rękę, jednak współpraca pomiędzy nimi jest dosyć swobodna. Zmiany te dotyczą też innych branż, między innymi medialnej. Tradycyjne media muszą walczyć o uwagę i pieniądze konsumenta kultury, który często wybiera darmowe treści tworzone przez przedstawicieli klasy kreatywnej (na przykład Wikipedia).

Największym problemem wielkich firm związanych z rozwojem klasy kreatywnej jest jednak piractwo internetowe i spór o definicję prawa autorskiego. Kontrola przepływu treści w internecie jest właściwie niemożliwa, toteż wielkie koncerny filmowe i fonograficzne a także twórcy pracujący w oficjalnym obiegu będą ponosiły wielkie straty. Z pierwszego w Polsce raportu firmy doradczej PwC na temat strat spowodowanych przez piractwo internetowe wynika, że ściąganie z internetu filmów pochodzących z nieautoryzowanych źródeł w 2013 roku przyniosło państwu stratę na poziomie 700 mln zł.

Biorąc pod uwagę tempo rozrastania się klasy kreatywnej w państwach Zachodu (w Europie Zachodniej jest ona już takich samych rozmiarów jak w USA) za 15-20 lat już ponad połowa pracujących będzie miała twórcze zajęcie. Pytanie brzmi – czy proporcjonalnie do rozwoju tej klasy zmaleje dla rozwoju gospodarczego rola sektora państwowego i prywatnych firm?