Podczas gdy brytyjski rząd systematycznie zmniejsza deficyt budżetowy, mające coraz większe kompetencje w zakresie finansów autonomiczne władze szkockie wciąż go powiększają. Dane na temat zadłużenia mocno podkopują wiarygodność władz w Edynburgu, które nie ukrywają zamiaru zorganizowania kolejnego referendum niepodległościowego, gdyby Wielka Brytania zdecydowała się na wystąpienie z Unii Europejskiej.

Jutro brytyjski minister finansów George Osborne przedstawi budżet na rozpoczynający się 1 kwietnia rok budżetowy 2016–2017. Wprawdzie w wyniku korekty brytyjski produkt krajowy brutto okazał się mniejszy, niż wynikało ze wstępnych szacunków, zatem oszczędności będą nieco głębsze, niż Osborne zapowiadał w listopadzie, ale generalnie eliminowanie deficytu idzie w dobrym kierunku. Gdy konserwatyści obejmowali władzę wiosną 2010 r., w spadku po Partii Pracy dostali deficyt, który przekraczał 10 proc. PKB. W roku finansowym 2014–2015 wynosił on 4,9 proc., a jutro Osborne zapewne ogłosi, że w kończącym się 2015–2016 jeszcze spadł. Plan konserwatystów, by do końca obecnej kadencji, czyli do 2020 r., zmienić deficyt w nadwyżkę, jest zatem realny, choć w pierwotnej wersji miało to nastąpić już do w 2015 r. Ważne jest jednak to, że cięcia wydatków nie odbiły się na wzroście gospodarczym ani nie spowodowały wzrostu bezrobocia, które należy do najniższych w UE.

Gorzej wygląda sytuacja budżetowa Szkocji, która w ostatnich latach zyskała bardzo dużą autonomię fiskalną i praktycznie sama decyduje o wszystkich dochodach i wydatkach. Według opublikowanych w zeszłym tygodniu szczegółowych statystyk za rok 2014–2015 Szkocja miała deficyt w wysokości 9,7 proc. PKB. Ponad trzykrotnie przewyższał on więc poziom, który Unia Europejska uważa za bezpieczny. A jeśli nie uwzględniać dochodów podatkowych ze sprzedaży ropy naftowej i gazu ziemnego z Morza Północnego, to deficyt wzrasta do 11,9 proc. PKB.

Właśnie spadek dochodów z ropy i gazu jest główną przyczyną rosnącego niedoboru w budżecie Szkocji. Podczas gdy w roku 2011–2012 wpływy wynosiły 11 mld funtów, później z każdym rokiem spadały – aż do 2,26 mld w 2014–2015. W kończącym się roku budżetowym będą one zapewne jeszcze mniejsze, bo cena ropy na światowych giełdach jest najniższa od lat.

Reklama

– Biorąc pod uwagę szerszy kontekst ekonomiczny, na który wpływają słaby globalny popyt, spadające ceny ropy i trudne warunki dla producentów, gospodarka pozostaje odporna, notując rekordowy poziom zatrudnienia, pozytywny wzrost gospodarczy i rosnący poziom eksportu. To pokazuje, że podstawy szkockiej gospodarki są silne i mamy mocną podstawę, na której możemy budować przyszłość – komentowała Nicola Sturgeon, premier rządu w Edynburgu i szefowa Szkockiej Partii Narodowej (SNP), która opowiada się za secesją północnej części wyspy.

Ale jej optymizm nie jest do końca uzasadniony. Spadek cen ropy to niejedyny powód deficytu. Innym jest to, że szkocki rząd znacznie hojniej wydaje pieniądze. W Szkocji mieszka 8,3 proc. populacji, tymczasem pobierane przez nią podatki wynoszą 8,2 proc., zaś wydatki stanowią 9,3 proc. całości budżetu Zjednoczonego Królestwa. Przekładając to na liczby bezwzględne – wartość podatków w przeliczeniu na mieszkańca Szkocji wynosi 10 tys. funtów rocznie, czyli jest minimalnie niższa od średniej dla całego Zjednoczonego Królestwa, zaś wartość wydatków budżetowych w przeliczeniu na mieszkańca to 12,8 tys. funtów rocznie, podczas gdy średnia w kraju wynosi 11,4 tys. funtów. Czyli różnica między wydatkami a dochodami w przeliczeniu na mieszkańca Szkocji wyniosła 2,8 tys. funtów i była dwukrotnie wyższa niż średnia krajowa. Większa skłonność do wydawania ma dwie przyczyny. Pierwsza to polityka: SNP, budując poparcie dla niepodległości, chce uchodzić za partię, która zapewnia szerokie świadczenia socjalne. Druga ma charakter społeczno-kulturowy: Szkoci są bardziej egalitarnym narodem niż Anglicy. Zapewnienia Sturgeon o solidnych fundamentach podważają też dane na temat eksportu za 2015 r. W porównaniu z poprzednim rokiem jego wartość spadła z 19,6 do 17,5 mld funtów, czyli o 11 proc., podczas gdy cały brytyjski eksport zmniejszył się o 3 proc.

Sprawa szkockiego deficytu budżetowego będzie poważnym argumentem w dyskusji na temat przyszłości tego kraju. Najpierw w kampanii przed zaplanowanymi na maj wyborami do parlamentu w Edynburgu, w których SNP powinna łatwo sobie zapewnić pozostanie u władzy na trzecią kadencję, a potem w związku z referendum na temat dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. Szkoccy nacjonaliści mówią, że jeśli doszłoby do Brexitu, to chcą kolejnego referendum niepodległościowego, a przyszłość Szkocji widzą w Unii. Przed pierwszym, w 2014 r., głównym argumentem zwolenników secesji było to, że dzięki dochodom z ropy i gazu Szkocja będzie znacznie bogatszym krajem. Wtedy jednak cena baryłki ropy przekraczała 100 dolarów. Teraz się okazuje, że niepodległa Szkocja wcale nie byłaby tak bogata i musiałaby mocno zaciskać pasa.

>>> Czytaj też: Arabia Saudyjska u progu bankructwa. Szukają pożyczek na rynkach