Informacja nadeszła niedługo po tym, jak w sobotę Cavusoglu oświadczył, że przyleci tego dnia do Rotterdamu. I to mimo wydanego przez władze miasta zakazu prowadzenia przez niego kampanii przed kwietniowym referendum konstytucyjnym w Turcji na wiecu w Rotterdamie.

Cavusoglu zagroził, że jeśli holenderskie władze nie pozwolą mu lecieć do Rotterdamu na spotkanie ze zwolennikami, Turcja zareaguje ostrymi politycznymi i gospodarczymi sankcjami.

Wkrótce po tym premier Rutte oświadczył na swej oficjalnej stronie na Facebooku, że turecka groźba sankcji w przypadku odmówienia ministrowi Cavusoglu wjazdu do Holandii "spowodowała, że rozsądne rozwiązanie stało się niemożliwe" - podał Reuters.

"Wielu Holendrów mających tureckie pochodzenie jest uprawnionych do głosowania w referendum w sprawie tureckiej konstytucji. Holenderski rząd nie sprzeciwia się żadnym zgromadzeniom w naszym kraju w celu poinformowania ich o tym" - zakomunikował Rutte na Facebooku. "Ale spotkania te nie mogą przyczyniać się do napięć w naszym społeczeństwie i każdy, kto chce zorganizować takie spotkanie, jest zobowiązany postępować zgodnie z instrukcjami władz, tak żeby był zagwarantowany porządek i bezpieczeństwo publiczne" - tłumaczył premier Holandii.

Reklama

W środę w Holandii odbędą się wybory parlamentarne, podczas których antyimigracyjne nastroje odgrywają istotną rolę - zwraca uwagę agencja Reutera. (PAP)