W tym momencie nie widzę konieczności zmian w rządzie - mówi w wywiadzie dla PAP premier Beata Szydło. Podkreśliła, że w sprawie reparacji wojennych od Niemiec najpierw potrzebne są ważne decyzje polityczne - poparte przez kierownictwo PiS - by móc przejść na poziom dyplomatyczny.

Premier oświadczyła też, że w tej chwili najważniejsza jest reforma sądów. Według premier być może komisja śledcza ds. wyłudzeń VAT powinna powstać, ale - jak zastrzegła - to jest oczywiście decyzja parlamentu. "Nasuwa się pytanie: gdzie trafiały te pieniądze? I dlaczego było przyzwolenie na ten proceder?" - podkreśliła Szydło.

PAP: Agencja ratingowa Moody’s zwiększyła prognozę wzrostu PKB Polski aż o 30 proc. Co się dzieje z polską gospodarką, gdzie tkwi źródło tak zaskakująco dobrych wyników?

Beata Szydło: W dobrym planie, w konsekwencji i też myślę w ogromnym zaangażowaniu polskich przedsiębiorców. Byliśmy na Forum Ekonomicznym w Krynicy i rozmawialiśmy o gospodarce i myślę, że to jest dobre miejsce, żeby podkreślać rolę polskich firm i przedsiębiorców. Jestem już po kilku spotkaniach z nimi, rozmawialiśmy o tym, jakie są perspektywy, ale też jakie są ich oczekiwania. Oczywiście sprawdza się Plan Odpowiedzialnego Rozwoju Mateusza Morawieckiego, nasze prognozy, diagnozy były słuszne. Myślę, że to jest ogromna rola również programu 500 plus. To że okazało się, że ten program napędza gospodarkę, potwierdzają właśnie m.in. te wyniki. To jest ogromna zasługa wszystkich ministrów w rządzie, którzy zajmują się resortami gospodarczymi. Jeszcze raz chcę podkreślić rolę wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który potrafił stworzyć program, który w tej chwili zaczyna być już nie tylko kołem zamachowym polskiej gospodarki, ale przez jego konsekwentną realizację daje nam też dobrą perspektywę na przyszłość.

PAP: Mamy już wstępny projekt budżetu na przyszły rok. Jak będzie ze środkami na najważniejsze programy rządu – na Mieszkanie plus, 500 plus? Czy programy te mogą zostać w jakiś sposób zmodyfikowane, rozszerzone?

Reklama

B. Sz.: Pieniądze są zabezpieczone zarówno na program 500 plus, jak i są środki na Mieszkanie Plus oraz na leki dla seniorów. Co najważniejsze przez cały przyszły rok będzie już obowiązywała ustawa przywracająca poprzedni wiek emerytalny - na to także jesteśmy przygotowani. W tej chwili czekamy na wnioski i dane ile osób będzie zamierzało przejść na wcześniejsze emerytury. Przyszłoroczny budżet jest stabilny i bezpieczny. Niezwykle ważnym wyzwaniem dla mojego rządu, było uszczelnienie systemu podatkowego. I to już następuje biorąc pod uwagę realny wzrost wpływów z tytułu podatku VAT, CIT i PIT. W tej chwili trwają prace w Ministerstwie Finansów nad kolejnymi propozycjami dot. właśnie systemu podatkowego. Wszystkie nasze dotychczasowe działania w tym obszarze mają wpływ na dobrą sytuację budżetu. Dzięki temu spokojnie możemy planować kolejne wydatki. Planujemy zwiększyć środki na obronność, bezpieczeństwo. Przewidziane są także podwyżki dla nauczycieli.

PAP: Pani premier wspomniała o lepszej ściągalności podatków - to był jeden z najważniejszych projektów gospodarczych rządu, a w pierwszym półroczu przychody do budżetu dzięki temu zwiększyły się o ok. 18,5 mld zł. Jak w tym kontekście oceniłaby pani pomysł powołania komisji śledczej ds. wyłudzeń VAT?

B.Sz.: Ta propozycja padła i myślę, że warto zadać pytanie i zastanowić się, gdzie te pieniądze do tej pory wypływały. Ja kilkakrotnie z trybuny sejmowej takie pytanie zadawałam - gdzie były te pieniądze? Pracę nad lepszą ściągalnością podatków rozpoczęliśmy wraz z min. Pawłem Szałamachą i min. Marianem Banasiem, zaraz po stworzeniu rządu. Przygotowali oni pierwsze nowe przepisy. Zanim jednak te przepisy weszły w życie, zmieniliśmy podejście służb państwowych do kwestii ściągalności podatków i to szybko zaczęło przynosić wymierne efekty. W tej chwili po wejściu w życie ustaw widać wyraźnie, że to jest kierunek słuszny. Nasuwa się pytanie: gdzie trafiały te pieniądze? I dlaczego było przyzwolenie na ten proceder? Być może komisja śledcza powinna powstać, ale to jest oczywiście decyzja parlamentu.

>>> Czytaj też: PiS nie kryje niezadowolenia. Prezydent Duda gra o samodzielność [OPINIA]

PAP: Rośnie temperatura debaty na temat Polski w Brukseli, Berlinie, a ostatnio także w Paryżu. Jaki przewiduje pani premier dalszy rozwój wydarzeń na linii Warszawa-Bruksela, Warszawa-Berlin i Warszawa-Paryż?

B.Sz.: Temperatura rośnie, bo Polska na arenie międzynarodowej zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę. Jesteśmy krajem odnoszącym sukcesy. Potrafimy bronić własnych interesów i głośno mówić o konieczności pewnych zmian. To nie podoba się szczególnie tym, którzy do tej pory byli przyzwyczajeni, że Polska, ale nie tylko Polska, bo i inne państwa z naszej części Europy także, bezrefleksyjnie poddają się woli najsilniejszych państw Europy Zachodniej. Największy wzrost gospodarczy obserwujemy w naszej części Europy. Stajemy się gospodarkami konkurencyjnymi. I to budzi u innych obawy.

Polska nie chce być już montownią wielkich firm. Polska chce być państwem, które oferuje innym państwom swoje firmy, wspiera je w ekspansji, stwarza warunki do konkurowania. Spodziewam się, że Bruksela będzie pewnie próbowała od czasu do czasu pokazywać nam jakieś niezadowolenie, natomiast proszę być spokojnym, to absolutnie nie wpływa ani na naszą pozycję ani interesy w UE. Jesteśmy takim samym państwem członkowskim jak pozostałe. Jeżeli Komisja Europejska ma do nas pytania, to na nie odpowiadamy, jeżeli KE chce coś wiedzieć, informujemy, nic tutaj nie dzieje się złego.

PAP: A jakie kroki rząd podejmie w związku z zapowiedziami prezydenta Francji na temat pracowników delegowanych? Czy będziemy w stanie znaleźć sojuszników, żeby powstrzymać nowelizację tej dyrektywy?

B. Sz.: Rzeczywiście w tej chwili praca nad dyrektywą budzi duże emocje. Myślę, że Polska, jak i cala Grupa Wyszehradzka przedstawiła jasne stanowisko w sprawie pracowników delegowanych. Podobne stanowisko ma Hiszpania, rozmawiałam z premierem Hiszpanii w Warszawie. Jestem z nim w stałym kontakcie. Omawiałam tę sprawę również z prezydentem Macronem w Brukseli. Rozmawiali z nim też inni przywódcy państw Grupy Wyszehradzkiej. Wspólnie podjęliśmy decyzje o utworzeniu zespołu roboczego. Wkrótce pani minister Elżbieta Rafalska pojedzie do Paryża i spotka się ze swoją odpowiedniczką z rządu francuskiego. Wydaje się, że w sprawie pracowników delegowanych podobne zdanie mają do nas państwa bałtyckie. Prace trwają, szukamy kompromisu. Zależy nam przede wszystkim na tym, żeby zabezpieczyć interes polskich pracowników i przedsiębiorców. Prezydent Macron nie rozumie, że protekcjonizm, który on forsuje prowadzi w złą stronę i podważa jedną z zasad swobód wspólnego rynku.

PAP: W kontekście tej rosnącej temperatury relacji między Polską a Brukselą opozycja zarzuca rządowi, że chce wyprowadzić Polskę z UE. Czy rzeczywiście grozi nam Polexit? W jaki sposób pani premier odpowiedziałaby na te zarzuty?

B.Sz.: To jest oczywiście kłamstwo. To próba straszenia Polaków, którzy są bardzo prounijnie nastawieni. Nikt nie ma zamiaru wyprowadzać Polski z UE ani nie damy się wypchnąć z UE, bo myślę, że niektórzy chcieliby i takiego scenariusza. Jesteśmy państwem członkowskim, takim samym jak pozostałe. Bronimy naszych interesów, natomiast oczywiście my prowadzimy inną politykę niż poprzedni rząd, który zdawał się bezkrytycznie przyjmować narzucane rozstrzygnięcia. Dostrzegamy, to, że interes Polski jest inny. Robimy dokładnie to, co robią inne kraje wspólnoty, bronimy naszego kapitału, naszej gospodarki, naszych przedsiębiorców. To naturalne, że przy stole w Brukseli, przy którym siedzi 28 przywódców trzeba dyskutować, przedstawiać swoje argumenty, ucierać stanowiska. Przyjęcie biernej postawy i godzenie się dla świętego spokoju na wszystko jest po prostu błędem.

PAP: Planowana dekoncentracja mediów spowoduje z pewnością podobne protesty jak w grudniu czy lipcu, tylko tym razem pod hasłem „wolne media”. Czy rząd jest na to przygotowany?

B. Sz.: Jesteśmy przygotowani na tłumaczenie swoich racji. Jeśli chodzi o zmiany w mediach, o ich dekoncentrację, to chcemy mieć pluralizm, którego w tej chwili w Polsce faktycznie nie ma. Kiedy wprowadzaliśmy pierwsze zmiany, pierwszą ustawę medialną, byłam z wizytą we Francji. Już wtedy podniesiono larum, że w Polsce ma miejsce zamach na wolność słowa. Ówczesny prezydent Francji Francois Hollande zapytał mnie wtedy, o co chodzi z mediami w Polsce, co się dzieje. Odpowiedziałam mu, że wprowadzamy dokładnie takie same rozwiązania, jakie są w tej chwili we Francji. Jeśli chcemy mieć pluralizm w mediach, to musimy mieć ich dekoncentrację. Będziemy się starali jasno i rzetelnie komunikować społeczeństwu potrzebę tej reformy, tak jak i potrzebę reformy polskiego sądownictwa, która w chwili obecnej, wydaje się być najpilniejszą. Chcę też jasno powiedzieć, że dla nas w tej chwili najważniejsza jest reforma sądów. To jest przede wszystkim ten pierwszy etap, który musimy przejść.

PAP: Niedługo prezydent ogłosi swoje projekty ustaw w sprawie Sądu Najwyższego i Krajowe Rady Sądownictwa. Czego spodziewa się pani premier w tej sprawie i czy nie stanowi ona zagrożenia dla jedności Zjednoczonej Prawicy?

B. Sz.: Jedność obozu "Dobrej Zmiany" jest podstawą i wierzę w to głęboko, że pan prezydent będzie w swoich projektach proponował rozwiązania, o których sam mówił jeszcze jako kandydat na prezydenta i co wielokrotnie potem już po wyborach podkreślał, mówiąc o konieczności reformy polskiego sądownictwa. Przede wszystkim chodzi o stworzenie systemu, który będzie bronił ludzi - sądy dla ludzi, a nie dla sędziów. Czekam w tej chwili na te projekty, po zapoznaniu się z nimi będę mogła je ocenić. Dla nas najważniejsze jest to, aby propozycje pana prezydenta zawierały rzeczywistą reformę sądownictwa. Pozorna reforma nie ma sensu. Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy spotkałam się z wieloma przedsiębiorcami zarówno z tymi dużymi jak i przedstawicielami małego, rodzinnego biznesu. Słyszałam jak przedsiębiorcy skarżyli się na polskie sądy, na trwające latami postępowania.

PAP: Jednym z tematów, który zdominował ostatnio debatę publiczną - obok reformy sądownictwa - jest kwestia reparacji wojennych od Niemiec. Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zapowiedział stanowisko rządu w tej sprawie. Kiedy możliwe jest takie stanowisko? Pojawiły się też pomysły dotyczące reparacji za II wojnę światową od Rosji. Szef MSZ stwierdził, że wymagałoby to gruntownej analizy prawnej – czy rząd zamierza zlecić powstanie takiej analizy?

B. Sz.: To jest oczywiście bardzo dogłębny problem i myślę, że przede wszystkim, jeżeli chodzi o reparacje wojenne, te, o których mówił pan premier Jarosław Kaczyński, czyli reparacje od Niemiec, to jest po prostu kwestia uczciwości i sprawiedliwości wobec Polski. Polska była ofiarą II wojny światowej, potem przy przyzwoleniu państw zachodnich zostaliśmy wepchnięci w system kolejnego państwa, które na nas wywierało wpływ czyli Związku Radzieckiego. Uważamy, że tej sprawy nie można pominąć, domagamy się tylko uczciwości i sprawiedliwości. To będzie z pewnością poprzedzone ważnymi decyzjami politycznymi, popartymi również decyzją kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości. Dopiero potem będzie można przejść na poziom dyplomatyczny. Teraz jednak trwają analizy.

PAP: Za dwa miesiące minie połowa kadencji rządu. Czy w związku z tym nastąpi jakieś podsumowanie połowy kadencji – być może tak jak w ubiegłym roku przegląd resortów, a może nieco głębiej sięgając jakieś zmiany w rządzie?

B. Sz.: Zapewne podsumowanie zrobimy, bo to jest bardzo dobra okazja do tego, żeby pokazać, co zostało zrobione, ale też dobra okazja do tego, żeby zastanowić się, gdzie jeszcze można było osiągnąć lepsze rezultaty i przygotować plany na kolejny rok. Natomiast, jeżeli chodzi o zmiany w rządzie, ja w tym momencie nie widzę takiej konieczności. Jednak zawsze powtarzam, że każdy z ministrów, również i ja musimy mieć cały czas świadomość, że nasze stanowiska podlegają ocenie. Przede wszystkim wyborców.

>>> Czytaj też: Nowy pomysł Morawieckiego. Czy jednolity obszar inwestycyjny jest nam potrzebny?

Rozmawiali: Artur Dmochowski i Mateusz Roszak