Po wpadce premiera Tuska, który wbrew regułom sztuki poinformował rynek jaką kwotę rząd ma do dyspozycji i przy jakim poziomie podejmie interwencję w obronie złotego resort finansów nie mógł czekać i prawdopodobnie dlatego zdecydowano się na wcześniejszą interwencję, zanim euro przekroczyło poziom 5 zł.

Według ekspertów, w środę do interwencji rząd przeznaczył w granicach 100-200 mln euro. Tak zwane źródła dobrze poinformowane sugerują, że była to kwota około 130 mln euro. Rozpoczęta wczoraj, za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego, akcja wymiany na wolnym rynku środków unijnych poniżej poziomu zapowiedzianego przez premiera najwyraźniej zaskoczyła graczy przynosząc pożądany skutek – złoty nieco się wzmocnił.

Przewalutowanie a nie interwencja

O ile interwencje banków centralnych są dość powszechne o tyle interwencja rządu w obronie waluty należy do rzadkości. W Polsce doszło do niej bo rząd ma do przewalutowania środki unijne. - Nie jest to właściwie interwencja, lecz wymiana waluty poprzez rynek, a nie - jak to zwykle ma miejsce – za pośrednictwem NBP – wyjaśnia dr Piotr Miklus z Zakładu Rynku Papierów wartościowych Katedry Skarbowości SGH. Wcześniej środki unijne też mogły być wymieniane na rynku, ale rząd obawiał się wzmocnienia złotego, bo godziło ono w polskich eksporterów. Dopiero teraz, w obawie przed dalszym spadkiem wartości naszej waluty, zdecydował się na takie działanie.

Reklama
Nie ma mocnych na spekulantów

Czy na dłuższą metę rząd ma szansę obronić polską walutę przed dalszym spadkiem wartości? Ministerstwo finansów przyznało, że ma do dyspozycji nieco ponad 3 mld euro z funduszy unijnych. Jest to suma mniej niż skromna zważywszy, że dzienne obroty na rynku sięgają 2 mld euro. NBP dysponuje wprawdzie rezerwami walutowymi wielokrotnie wyższymi niż środki ministerstwa finansów, jednak nawet one okazałyby się zapewne zbyt szczupłe w przypadku zmasowanego ataku spekulantów, z którymi żaden bank centralny jeszcze nie wygrał. Szczególnie pouczający jest tu przykład Bank of England, który w 1992 roku, w wyniku ataku spekulantów, nie był w stanie utrzymać funta w tzw. „wężu walutowym”. A przecież angielski bank centralny dysponował nieporównanie większymi środkami niż nasz NBP.

- Jeżeli założymy, że dramatyczny spadek złotego w ostatnim czasie miał przede wszystkim podłoże psychologiczne, a nie spekulacyjne to tego typu interwencje, jak wczorajsza, mogą uspokoić rynek – uważa Marek Zuber, prezes firmy doradczej Dexus Partners. - Jeżeli nie jest to atak spekulacyjny lecz psychoza, choć w pewnym stopniu związana ze spekulacjami, to suma będąca w dyspozycji rządu może wystarczyć do powstrzymania deprecjacji złotego – dodaje Marek Zuber.
Oczywiście nie mamy takiej pewności bo nie wiemy do końca kto działa na polskim rynku. Dlatego, jeżeli polska waluta byłaby celem ataku spekulacyjnego, 3 mld euro byłaby kwotą niewystarczającą.

Akcja psychologiczna

- Podjęcie interwencji przez rząd ma przede wszystkim charakter psychologiczny i ten mechanizm zadziałał wczoraj i najwyraźniej działa dzisiaj – uważa Piotr Miklus z SGH. Jego zdaniem, rząd będzie wymieniał środki unijne na rynku z zaskoczenia i w niewielkich kwotach, tak, żeby cały czas gracze wiedzieli, że taka interwencja może nastąpić. - W tym momencie zmagamy się przede wszystkim z negatywnym sentymentem na rynkach wschodzących i złymi nastrojami inwestorów zagranicznych, a z tym walczy się ciężko – wyjaśnia Piotr Miklus.

Najlepszym rozwiązaniem obecnego kryzysu jest więc budowanie klimatu zaufania wobec Polski. Wiarygodność polityki finansowej rządu i NBP jest tu szczególnie istotna. Inwestorów zagranicznych mogą uspokoić informacje, że nie zwiększamy deficytu budżetowego i wchodzimy do mechanizmu ERM2, co będzie sprzyjać wzrostowi zaufania do naszej waluty.

Rząd powinien się natomiast jak ognia wystrzegać takich pomysłów, jak wicepremiera Pawlaka, który sugerował możliwość ustawowego unieważnienia umów opcyjnych, co zrujnowałoby całkowicie zaufanie inwestorów do polskiego systemu finansowego i prawnego.

Rząd może pomoże

Eksperci są ostrożni w ocenach. Zastrzegają, że o ile nie nastąpi atak spekulantów, interwencja rządu może nieco ustabilizować rynek.- Polska ma dobre fundamenty makroekonomiczne, a to co się w tej chwili dzieje na rynku walutowym ma podłoże spekulacyjne i psychologiczne – mówi Piotr Miklus. - U nas niekoniecznie musi powtórzyć się wariant rosyjski, gdzie wydano na interwencje w obronie rubla ogromne pieniądze bez większych rezultatów. Tam mamy bowiem do czynienia z załamaniem gospodarczym i 20-procentowym spadkiem PKB, a fundamenty polskiej gospodarki są znacznie mocniejsze – dodaje Marek Zuber.