I pobłogosławiło wam w urzędzie?
Tak, chciałbym zawrzeć związek partnerski, a jeśli byłaby równość małżeńska, to i małżeństwo. Jestem zwolennikiem małżeństw homoseksualnych, bo jest to rozwiązanie w gruncie rzeczy bardzo konserwatywne. W sytuacji, w której trudno ludziom być ze sobą, nie chcą budować relacji opartej na zaufaniu, tworzenie takich małżeństw sprzyja stabilizacji społecznej.
I dlatego jest pan za małżeństwami gejowskimi?
Tak, bo jestem konserwatystą.
Jak David Cameron, który zafundował Brytyjczykom małżeństwa gejowskie i brexit.
Brexit mu akurat nie wyszedł, małżeństwa owszem.
Ale skoro małżeństwo, to i adopcja dzieci.
Tu jestem bardziej sceptyczny.
Jak chciałby pan utrzymać dwie kategorie małżeństw?
W wielu krajach adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest dozwolona i nie spowodowała trzęsienia ziemi, nie mogę jednak abstrahować od sytuacji polskiej.
Więc co?
Nie jestem zwolennikiem zmieniania społeczeństwa na siłę, więc jestem za etapowaniem: najpierw wprowadźmy związki partnerskie, potem równość małżeńską, a na koniec przyjdzie czas na adopcję dzieci.
Potwierdza pan czarny sen konserwatystów – jakiekolwiek ustępstwo wobec związków partnerskich skończy się adopcją.
Najpierw przyzwyczajmy ludzi, że związki partnerskie to nie jest samo zło, że nie niszczą tkanki społecznej i polskiej rodziny. Potem łatwiej będzie o kolejne kroki, o równość małżeńską z adopcją.
Treść całej opinii można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP albo tutaj.
>>> Polecamy: Prezydent Warszawy podpisał deklaracją na rzecz społeczności LGBT+