Oficjalne wyniki wyborów mają zostać ogłoszone 9 maja. Przekazane przez komisję wyborczą nieoficjalne wyniki częściowe sugerują, że najwięcej mandatów w 500-osobowej niższej izbie parlamentu zdobędzie opozycyjna partia Pheu Thai, a tuż za nią uplasuje się ugrupowanie Palang Pracharat (PPRP), które popiera rządzącą obecnie wojskową juntę.

Niezależnie od tego, kto ostatecznie wygra, do skutecznego rządzenia będzie musiał stworzyć koalicję z innymi ugrupowaniami. Układ sił w parlamencie będzie zależał od uzgodnień koalicyjnych, jakie w nadchodzących tygodniach poczynią w tej sprawie partie.

Prezes Tajlandzkiej Izby Handlowej Kali Sarasin powiedział, że przedsiębiorcy liczą na szybkie utworzenie nowego rządu. "Kraj musi iść do przodu, nie chcemy politycznej próżni" - oświadczył.

Kalin podkreślił, że świat z uwagą obserwuje wybory, by ocenić, czy przywrócą one w Tajlandii pokój i stabilność, oraz czy biorący w nich udział politycy wywiążą się z obietnic składanych wyborcom. "Jeśli nowy rząd obieca, że będzie dalej pracował nad obecnymi projektami, więcej zagranicznych firm będzie chciało inwestować w kraju" - powiedział.

Reklama

Wśród zapowiadanych projektów wymienił budowę szybkiej kolei.

Podobne nadzieje wyraziła prezes Narodowej Rady Spedytorów (TNSC) Ghanyapad Tantipipatong. Liczy ona również, że nowy rząd podpisze umowy o wolnym handlu z innymi państwami, w tym z krajami UE, gdyż eksport odpowiada za 65 proc. tajlandzkiego PKB.

Ghanyapad dodała jednak, że sektor prywatny obawia się obietnicy wyborczej, którą złożyły prawie wszystkie startujące w wyborach partie – podniesienia dziennej płacy minimalnej.

Związek Tajlandzkich Przemysłów (FTI) liczy, że rząd powstanie w ciągu najbliższych dwóch tygodni, by rozwiać obawy o długi impas polityczny. Ma również nadzieję, że nowy rząd będzie w stanie utrzymać w kraju porządek po wyborach.

"FTI uważa, że nowemu rządowi musi przewodzić silna postać, która będzie w stanie zjednoczyć wszystkie rywalizujące frakcje dla dobra narodu (...) Mamy nadzieję, że wszystkie te partie postawią potrzeby Tajlandii wyżej, niż swoje własne" - powiedział prezes związku Supant Mongkolsuthree.

Przez pięć lat rządów wojskowa junta z generałem Prayutem Chan-ochą na czele wprowadziła przepisy, które znacznie ułatwiają jej utrzymanie się przy władzy. Dzięki tym przepisom Prayut najprawdopodobniej zachowa stanowisko premiera, a PPRP ma największe szanse na utworzenie rządu.

Część zachodnich ekspertów podaje jednak w wątpliwość jego kompetencje jako szefa rządu. "Nie widzę zbyt wielu dowodów, że potrafi on umiejętnie kierować cywilnym rządem, a to wzbudza obawy o przyszłość Tajlandii" - ocenił w rozmowie z PAP specjalista ds. Azji Południowo-Wschodniej z amerykańskiej organizacji Council on Foreign Relations (CFR) Joshua Kurlantzick.

Pod rządami junty wzrost gospodarczy Tajlandii zwolnił, a rozwarstwienie majątkowe społeczeństwa wzrosło do rekordowych rozmiarów. Według raportu Credit Suisse w 2018 roku do 1 proc. najbogatszych należały dwie trzecie majątku w tym kraju.

Z Bangkoku Andrzej Borowiak (PAP)