Rada Polityki Pieniężnej, obniżając rezerwę do 3 proc., dała wyraźny sygnał: teraz ruch należy do banków. RPP liczy na to, że dzięki dodatkowym 3 mld zł, jakie zostaną w sektorze, będą one chętniej udzielać kredytów, zwłaszcza przedsiębiorstwom.
    
    
        Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy, są jednak zdania, że – podobnie jak poprzednie propłynnościowe działania NBP – to również nie przełoży się zbytnio na wzrost akcji kredytowej.
    
    
        – Główny problem – który zresztą widać w badaniach samego NBP – to bariera kapitałowa. Sektor oczywiście spełnia wymogi nadzorcze, współczynniki wypłacalności są na poziomie wymaganym przez prawo, ale są niskie i mogą się gwałtownie obniżyć, gdyby np. doszło do dużego osłabienia złotego. Banki mają tego świadomość i dlatego są bardzo ostrożne w udzielaniu kredytów, zwłaszcza dla przedsiębiorstw – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku.
    
    
        – Niektóre banki nie udzielają kredytów nie dlatego, że nie mają pieniędzy, tylko dlatego, że boją się o kondycję finansową swoich kredytobiorców – dodaje Tomasz Kaczor z BGK.
    
    
        Jego zdaniem nie ma co liczyć na wzrost akcji kredytowej od lipca, sierpnia, kiedy efekty obniżki rezerwy powinny być już widoczne.
    
    
        – Taki efekt na pewno nie nastąpi, bo wpływ na to ma zbyt wiele czynników. NBP oczywiście może przeanalizować efekty swojej decyzji, przeglądając bilanse poszczególnych banków – i pewnie to zrobi – ale to oznacza, że kolejna podobna decyzja mogłaby być wprowadzona za kilka miesięcy. Bo w ogólnych danych w podaży pieniądza tych skutków raczej nie zobaczymy – mówi ekonomista BGK.
    
    
        Według Grzegorza Maliszewskiego z Banku Millennium banki tak długo niechętnie będą udzielały kredytów, jak długo szacowane przez nie ryzyko będzie zbyt wysokie.
    
    
        – Jeśli ryzyko rośnie, to nie ma motywacji, żeby zwiększać akcję kredytową. A ostatnie dane pokazują na wyraźne pogorszenie się portfela kredytów korporacyjnych – mówi Grzegorz Maliszewski.
    
    
        Jego zdaniem pozyskaną dodatkową płynność banki o wiele chętniej inwestują w papiery skarbowe. I taki sam los może spotkać 3 mld zł z tytułu obniżenia rezerwy. Banki kupią obligacje emitowane przez MF albo ulokują je w NBP.
    
    
        Niewykluczone też, że część środków nie trafi na rynek kredytowy z innych powodów. Największymi beneficjentami obniżki rezerwy będą banki, które mają największy udział w rynku depozytów, czyli przede wszystkim PKO BP. Tymczasem Skarb Państwa chce, by bank wypłacił pokaźną dywidendę z ubiegłorocznego zysku.
    
    
        – Rząd znalazł się w schizofrenicznej sytuacji. Z jednej strony, jest presja, żeby ożywić gospodarkę. Z drugiej, wiemy, jaka jest kondycja budżetu. Z jednej strony, było zalecenie KNF, by banki nie wypłacały dywidend, tylko przeznaczały zyski na wzrost kapitałów. Z drugiej, jest duży spadek dochodów w budżecie, a dywidenda jest dochodem – mówi Grzegorz Maliszewski.
    
    
