Dla kierowców tych samochodów to raczej nie jest zabawa, ale walka niemal na śmierć i życie i sposób na zarabianie. Zabawą jest dla organizatorów tego spektaklu. To oni ustalają warunki konkursu, oni zatrudniają zawodników, oni – ostatecznie – są jedynymi wygranymi w tych zawodach. Pilnie przyglądają się uczestnikom wyścigów – muszą przecież wybrać najlepszych, aby na nich właśnie postawić swoje pieniądze. Cieszy ich władza, jaką posiadają, i możliwość manipulowania ludzkim życiem.
Podobna sytuacja jest w polskiej służbie zdrowia. Naprzeciwko siebie stają dwaj zawodnicy: dyrekcja szpitala i lekarze. Dyrektor chce ich zmusić do jak najniższych wynagrodzeń, aby dostosować się do warunków narzuconych przez NFZ. Wie, że walczy na śmierć i życie, bo z NFZ nie ma dyskusji i jeśli ustąpi lekarzom – sam polegnie. Dlatego nie waha się sięgać po najbardziej drastyczne środki: jeśli trzeba – złamie prawo, zwolni lekarzy z pracy, ewakuuje pacjentów, zamknie szpital. Z drugiej stoją lekarze, zdecydowani bronić swoich płac. Też walczą na śmierć i życie. Wiedzą bowiem dobrze, że w tym systemie opieki zdrowotnej, jeśli nie wyrwą coś na siłę, nie mają żadnych szans na godziwe płace.
Podstawą funkcjonowania publicznej służby zdrowia w Polsce jest bowiem zasada nieskrępowanego wyzysku z góry w dół. NFZ wyzyskuje szpitale, szpitale wyzyskują personel medyczny. Nie ma miejsca na normalne, pokojowe i merytoryczne negocjacje. Dopiero gwałtowny niepokój społeczny, jak strajk, protesty, białe miasteczko lub masowe zwolnienie się z pracy – daje jakąś szansę na podwyżki płac. Obie strony idą naprzeciw siebie zdecydowanie. Jeśli się zderzą – trzeba będzie zamknąć szpital. Katastrofa. Trudno powiedzieć, dla kogo gorsza – dla zatrudnionych tam lekarzy czy dla dyrekcji. Z pewnością najgorsza dla pacjentów. Na szczęście zawsze ktoś w końcu robi unik, a najczęściej obie strony trochę ustępują. Zawodnicy cieszą się, że znowu przeżyli.
A na to wszystko z góry patrzą organizatorzy zawodów, którzy decydują o tym, jak ma funkcjonować lecznictwo w Polsce. Analizują wszystkie elementy – chcą dobrze ocenić walory każdej ze stron, aby widzieć na kogo postawić. Od tego przecież zależy, czy wygrają kolejne pieniądze, czy będą musieli wyłożyć kasę. Najgorzej nie lubią remisów. Takich jak w szpitalu w Ciechanowie (niedawno zawarto tam porozumienie płacowe – red.). Znowu nie wiedzą, w którym kierunku pójść. Z niecierpliwością czekają na kolejne starcie. Niech w końcu wyłoni się zdecydowany zwycięzca.
Reklama