Nasz rozmówca przyznaje, że od dwóch tygodni prezydent dopuszcza sytuację, w której nie czeka z podpisem na irlandzkie referendum. Dlaczego mógłby zmienić zdanie? Od kilku miesięcy powtarzał, że nie złoży podpisu, dopóki Irlandczycy nie poprą traktatu. "Ale to był argument na zewnątrz" - przyznaje współpracownik głowy państwa. I opowiada o jednym ze spotkań w Pałacu Prezydenckim kilka miesięcy temu.

U prezydenta grono polityków PiS rozmawiało wówczas o traktacie. "Prezydent przyznał, że zwleka z podpisem nie ze względu na Irlandię, ale przez wybory europejskie" - opowiada rozmówca "Dziennika". I dodaje, że obawiał się, że sukces znów odniesie jakieś skrajne ugrupowanie, jak LPR w 2004 r.

W eurowyborach okazało się, że listy na prawo od PiS poniosły klęskę. "Wówczas kilku bliskich mu polityków zaczęło argumentować, by już podpisał traktat" - przyznaje prezydencki minister. Tę zmianę nastawienia prezydenta odnotował natychmiast rząd. Ale na krótko. "To krok w przód i dwa w tył. Jak tylko się pojawiły dobre sygnały, to od razu odezwali się jego ludzie, że przyspieszenia podpisu nie będzie" - utyskuje rozmówca "Dziennika" z rządu? Jeden z prezydenckich ministrów wyjaśnia, że otoczenie Lecha Kaczyńskiego jest podzielone. "Walka jest gorąca, a prezydent wciąż się waha i pewnie to miał na myśli w czwartkowy wieczór" - przyznaje. Chodzi o słowa prezydenta, że jest gotów rozmawiać o podpisie pod traktatem.

Więcej - w poniedziałkowym "Dzienniku".

Reklama