Przynajmniej formalnie za Wielkim Murem mamy już do czynienia z bessą, którą definiuje się jako spadek cen o więcej niż 20 proc. od szczytu. Dzisiaj rano poznaliśmy dane o inflacji jak i wzrostu cen nieruchomości. Dynamika cen konsumpcyjnych w kwietniu wyniosła 2,8 proc. w relacji rok do roku i jest to najszybszy wzrost w ostatnich 18 miesiącach. Ceny na rynku mieszkaniowym w tym samym okresie wzrosły aż o 12,8 proc., czyli więcej niż miesiąc wcześniej i to pomimo drastycznych działań jakie przedsięwziął rząd. Nie udało się więc ukrócić spekulacji na tym rynku.

Widać więc, że w Chinach trzeba będzie nadal schładzać gospodarkę, co inwestorom się nie spodobało. Podobnie otrzeźwienie przyszło po wczorajszym rajdzie. Nastroje zostały ostudzone, które dodatkowo trochę podkopał Marek Belka z MFW, który stwierdził, że europejski mechanizm pomocowy nie będzie rozwiązaniem długoterminowym. Nasza giełda okazał się lepsza od parkietów zachodnioeuropejskich i dzień zakończyła spadkiem o niecały 1 proc.

Na rynku walutowym wróciły minorowe nastroje. Eurodolar zniwelował już praktycznie wszystkie wcześniejsze wzrosty i sygnalizuje przez to, że sytuacja wciąż bardzo daleka jest od normalności. Euro jest wyjątkowo słabe i pewnie takie pozostanie. Słabszy był dzisiaj i złoty. Większość analityków wciąż wierzy w jego siłę, ale nie można ignorować tego co aktualnie się na tym rynku dzieje. Naszą walutę może czekać większa korekta jego wartości.