Banki pożyczające wyłącznie w złotych mogą mieć nadal powody do zadowolenia. Pamiętają bowiem czasy, gdy proporcje były odwrotne. W 2008 r. kredyty złotowe stanowiły tylko 30 proc. sprzedaży. Jak wynika z raportu AMRON –SARFiN, w całym I kwartale 2010 r. w walutach obcych sprzedanych zostało 22,6 proc. z 9,8 mld zł kredytów. Mocno faworyzowane jest obecnie euro, na które przypada już ponad 80 proc. kredytów walutowych. Zdaniem autorów raportu AMRON –SARFiN, euro nie odpuści. Na koniec tego roku jego udział w nowej sprzedaży może dojść już do 40 proc. Przed pokusą płacenia raty niższej o około jedną czwartą niż w przypadku kredytu złotowego, trudno się bowiem obronić. A liberalizacja polityki kredytowej sprawia, że coraz większa rzesza klientów ma dostęp do finansowania w walucie.

Doświadczenia ostatnich kilkunastu miesięcy pokazują jednak, że do zadłużania się w walucie należy podchodzić ostrożnie – przestrzega Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Najlepiej premię w postaci różnicy między ratą kredytu walutowego i złotowego oszczędzać na wypadek osłabienia złotego – radzi. Nie da się ukryć, że sytuacja biorących dziś kredyty hipoteczne w walutach jest nieporównywalna z tą, w jakiej są klienci pożyczający przed kilku laty. Gdy kredytobiorców w 2008 r. dotknął skok wartości walut, z pomocą szybko przyszły banki centralne mocno obniżając stopy procentowe w strefie euro, Szwajcarii czy USA. Ostatecznie koszt obsługi kredytu nie zmienił się bardzo. Obecnie stopy procentowe co najwyżej mogą rosnąć. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu nowych klientów może więc czekać skok kursu walut i podwyżka stóp procentowych.