Rynek wzbraniający się przed wyprzedażą po informacji, że w maju sprzedaż detaliczna spadła aż o 1,1 proc. w relacji miesięcznej to dobry znak. Gdyby czekała nas kolejna fala wyprzedaży, to fatalne dane byłby pretekstem idealnym. Skoro chęci do pogłębienia spadków nie ma, to nie pozostaje nam nic innego jak pozytywnie zapatrywać się na kolejne sesje.

Inne dane w postaci wskaźnika nastrojów konsumentów Uniwersytetu Michigan zaskoczyły pozytywnie, ale w obliczu spadku sprzedaży w tempie największym od marca 2009 roku nie może to robić zbyt dużego wrażenia. Widać Amerykanie co innego mówią, a co innego robią. Niby jest lepiej, ale zakupów i tak robić nie chcą. Potwierdza to możliwość zmniejszenia dynamiki wzrostu gospodarczego w najbliższych miesiącach.

Praktycznie neutralne zamknięcie sesji, gdy po publikacji danych spadki sięgały 1 proc. może robić wrażenie. Tydzień zakończyliśmy więc wzrostem, ale całej skali spadków z ubiegłego piątku nie dało się jeszcze zakryć. Można na to jednak liczyć w najbliższym czasie.

Na rynku walutowym eurodolar się stabilizował. Wyprzedana waluta wspólnotowa tyle już wycierpiała, że nie ma co się dziwić jej odporności na kolejne uderzenia. Gorzej wygląda polski złoty, który po publikacji danych zza Atlantyku osłabł. Można rzec gdzie ten zbawienny wpływ nowego prezesa NBP? Trzeba powiedzieć sobie jasno, że nigdy go nie było i z pewnością nie będzie.

Reklama